4.04.2014

Rozdział 10


Rozdział dedykowany wspaniałej ABC! ;*

"Radość często bywa początkiem naszego bólu."
                                 ~Owidiusz

(Muzyka)


~*~

Nerwowe kroki były ledwo słyszalne pośród ulicznego hałasu. Para przemierzała kolejne to skrzyżowania, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w szpitalu, gdzie leżał ich kolega.
-Dlaczego to zrobił? - Zapytała nabierając jak najwięcej powietrza w płuca, aby po chwili głośno je wypuścić.
- Robert ma pewne problemy. - Uciął jakby z lękiem. Nie wiedział, czy może wyjawić dziewczynie tajemnicę przyjaciela. W końcu nie znał jej na tyle dobrze, aby móc zaufać. Mimo to, coś sprawiło, że rozwinął temat. Może troska wymalowana na twarzy Jane? Może tylko zgubne przeczucie? - Robert, on nie ma nikogo. Nie ma rodziny, jest z domu dziecka. Całkiem niedawno dowiedział się, że miał mieć dziecko, ale dziewczyna dokonała aborcji. Po prostu nic nie idzie po jego myśli. Życie nie pozwala mu być szczęśliwym, dlatego ucieka w dragi. Sam mówi, że tylko one się nad nim litują. Zawsze przynoszą ukojenie. Zawsze pomagają zapomnieć. Takie niby złote środki, wiesz. - Spojrzał na nią smutnym wzrokiem. - Kocham go jak brata, ale obecnie nienawidzę. Paradoks. - Uśmiechnął się krzywo i zbladł, jakby zaraz miał zemdleć. Jane również nie czuła się za dobrze. Przygnębiły ją nowe informacje o przyjacielu. Właśnie... Przyjacielu. Chyba tak mogła go już nazywać.
- Cholera. Oby nic mu nie było. - Szepnęła. Nie wyobrażała sobie, aby Robert nagle zniknął z jej życia. Za bardzo się do niego przywiązała. Była to jedyna osoba, nie licząc Duffa i spółki, jaką znała.
To właśnie ten brunet wprowadził ją do mrocznego miasta, uświadamiając zarazem, że LA wcale nie jest takie bajkowe, jak ludzie opowiadają. 
- Jane, a co jeśli on... no wiesz. - Zaczął, lecz nie skończył. Ciężko było mu wypowiedzieć tak okropne słowo. 
- Nawet tak nie mów! On musi żyć! Musi mieć żonę! Musi mieć dzieci! Musi wszystko sobie poukładać! - Z każdym słowem podnosiła głos, który przerodził się w przeraźliwy pisk. Jane zawsze tak reagowała na stresujące sytuacje. 
- Mała, już dobrze. Spokojnie... - Uciszał ją jak tylko mógł. Silnym ramieniem objął dziewczynę, która poczuła się nieco lepiej. Otarła łzę, która niesfornie spływała po policzku. Ruszyli w dalszą drogę. Cel był niedaleko. Wystarczyło zaledwie 10 minut, aby stanęli przed szklanymi drzwiami szpitala. - To tutaj. - Rzucił McKagan, wgapiając się w kremową klamkę. Dziewczyna w tym czasie ruszyła przed siebie, ciągnąc za sobą kolegę. Jak najszybciej pragnęła zobaczyć Roberta. Podbiegła do białej lady, za którą siedziała stara, zgarbiona kobieta. Od razu zapytała ją o przyjaciela, jednak otrzymała standardową, denerwującą odpowiedź:
- Nie udzielamy takich informacji. 
- A gdyby pani przyjaciel umierał gdzieś w szpitalnej sali? Gdyby to były jego ostatnie chwile? Czy nie chciałaby pani być wtedy z nim? - Mówiła, starając się opanować emocje. W środku czuła, jak niezrównoważona siła rozrywa ją na pół. 
- Proszę za mną. - Zmierzyła ich lodowatym spojrzeniem i ruszyła w stronę jednego z oddziałów. Panował tam niesamowity ruch. Pielęgniarki biegały od sali do sali, co wyglądało nieco dziwnie. Tak jak w jednym z wielu standardowych, amerykańskich filmów. 
Do pary podszedł lekarz. Z mimiki jego twarzy było bardzo ciężko cokolwiek wywnioskować. Stanął naprzeciwko i rzucając im krótki spojrzenie, rzucił coś w rodzaju : "Teraz będzie już tylko lepiej. Opanowaliśmy sytuację. Na razie pacjent znajduje się w śpiączce. Miał bardzo duże stężenie heroiny we krwi. Poziom był prawie śmiertelny, nawet dla człowieka uzależnionego od wielu lat. Jednak będzie dobrze." 
Na te słowa zarówno Duff, jak i Jane głęboko odetchnęli. Poczuli, jakby z pleców zrzucono im półtonowy głaz.
- Udało się. - Szepnęła, wtulając się w przesiąkniętą dymem papierosowym koszulkę McKagana. -Obiecuję, że jak on tylko z tego wyjdzie,  to osobiście go spiorę. - Uśmiechnęła się i delikatnie przeczesując włosy ręką, usiadła na zielone krzesło. Duff od razu do niej dołączył. Siedzieli na korytarzu wpatrując się w ludzi. Miejsce wydawałoby się mało przyjemne, a jednak coś sprawiało, że para chciała tam zostać. - Duff, wiesz że ja cię prawie nie znam? - Powiedziała po chwili namysłu, wyrywając chłopaka z własnego świata.
-Może i lepiej. - Uśmiechnął się nieśmiało. - Nie mam barwnej przeszłości. - Rzucił, wpatrując się w czubki ubrudzonych kowbojek.
- Przestań. Opowiedz mi coś o sobie.
-Jeżeli otrzymam parę informacji o tobie. - Podniósł do góry jedną brew. Widząc, że brunetka zgadza się na taki układ, zaczął opowiadać. Najpierw o rodzinie i mieście z którego pochodził, a następnie o przygodach z dzieciństwa. Czas mijał niemiłosiernie szybko. Ludzie przemierzali korytarz, a oni dalej siedzieli i rozmawiali, jakby zapominając o wszelkich wydarzeniach sprzed paru godzin.
-Wiesz, kiedyś miałem zespół. Byliśmy całkiem dobrą grupą punkową, ale kurwa  nie wyszło i spieprzyłem do LA z nadzieją, że natrafię na coś lepszego. Niestety, na razie nic nie idzie po mojej myśli. - Zmrużył oczy na samo przypomnienie przesłuchań w glam rockowych kapelach. Nie należały one do najlepszych wspomnień.
-Nie poddawaj się, a wszystko się uda. Jestem pewna, że będziesz sławniejszy od Rolling Stones´ów. - Uśmiechnęła się szeroko, po czym zmrużyła oczy i zasnęła, opierając się o ramię kolegi.
- Mała, za dużo wrażeń jak na jeden dzień. - Zaśmiał się cicho, tak aby jej nie obudzić.


29 komentarzy:

  1. Miałam ostatnio tyle obowiązków, że nie mogłam znaleźć ani chwili na skomentowanie Twojego opowiadania. Udało mi się przynajmniej przeczytać na telefonie, ale wszyscy wiemy, jak okropnie pisze się komentarze na dotykowej klawiaturze...
    Dzisiejszy rozdział faktycznie jest krótki i opisuje właściwie jedno wydarzenie - pójście Jane i Duffa do szpitala. Mimo to przyjemnie się go czytało, był spokojny, niezbyt porywający pod względem akcji. W sam raz dla mojego przemęczonego tym tygodniem umysłu.
    Po wszystkich miłych wydarzeniach Jane przekonała się, że Los Angeles ma także mroczną stronę, którą dobrze pokazał jej Robert. Będąc na miejscu bohaterki raczej nie nazwałabym tego chłopaka przyjacielem po tak krótkim czasie znajomości, choć z pewnością byłabym nim zafascynowana. Być może panna May nie czuje w stosunku do niego jedynie współczucia i troski. Może kryje się za tym także coś w rodzaju zauroczenia? Przyznam szczerze, iż nie jestem za połączeniem tej dwójki. Kompletnie nie potrafię wyobrazić sobie Jane w związku z Robertem. Skrycie marzę sobie, że dziewczyna z czasem zbliży się do Duffa i rozwinie się z tego jakiś romansik. Chociaż z drugiej strony, gdy wreszcie dojdzie do spotkania Jane z Axlem, taki wątek mógłby być nieco trudny do poprowadzenia. Cóż, poczekamy, zobaczymy :)
    Kurczę, wybacz za mój chaotyczny komentarz. Jestem straszliwie zmęczona, nie mam siły czytać go jeszcze raz i szukać ewentualnych błędów, czy poprawiać dziwnie złożone zdania.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci kochana za tak długi komentarz :) Bardzo poprawiłaś mi nim humor.
      Wiesz, że kiedy Cię nie było, to normalnie się bałam. Alexis prawie zawsze jest, a tutaj nic.
      Dobrze, że wróciłaś! :)

      Usuń
  2. No cóż, mimo że rozdział jest krótki, to nadrabia jakością. Przyjemnie się go czyta i w ogóle mi się jakoś tak podoba :3 Nie umiem powiedzieć czemu, ale urzekł mnie ;)) Wybacz, że krótko, ale padam na twarz.
    Pozdrawiam i życzę weny ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie mówiąc o tym, jak bosko brzmi do tego moje ukochane "Wish You Were Here" <333

      Usuń
    2. Dziękuję mała :)
      Tak "Wish You Were Here" jest jedną z najpiękniejszych piosenek jakich kiedykolwiek miałam przyjemność słuchać :D

      Usuń
  3. Zła ABC, jak zwykle zła ABC będzie wylewała kubły zimnej wody na głowę biednej Chelle.
    Ale na wstępie pragnę podziękować za (wymuszone) zadedykowanie mi swojego rozdziału. Jestem pod prawdziwym wrażeniem, hihi.
    Czy tutaj kochanie jest... około 2500 znaków? Moje pisarskie oczko mi to podpowiada. Pewnie coś ponad strona worda, albo nawet nie. Jejku! To naprawdę strasznie mało. Dla mnie moje pięć jest niewystarczające, a każdy z dotychczasowych publikacji jest równe lub większe. (Zajechało matematyką, o zgrozo) Nie podoba mi się, no nie podoba! Wolałabym, żeby to było co najmniej trzy razy takie. Więcej opisów chociażby szpitala, odczuć bohaterki po usłyszeniu wiadomości o stanie zdrowia przyjaciela (jak sama go nazywa).
    Ale to chyba tylko ja tak napierdolę zwykle tych wszystkich opisów wnętrz, uczuć, gestów. ._. Może dlatego jest mi w takich momentach ich mało?
    Co chodzi o samą akcję, a nie jej opisanie, ciekawe, chociaż liczyłam jednak na jakieś zawirowania. Lubie tragedię. A tutaj nawet nauczki debil nie dostanie, za to swoje ćpańsko. Grr, już Ci mówiłam, że nie lubię jak ludzie biorą. Chociaż sama nie jestem lepsza (nie powinnam tego pisać, pff). Ale to może mieć wiele znaczeń, bo sama mogę być podatna na różne używki, nie koniecznie te najgorsze.
    Duff jest intrygujący, chociaż już wcześniej zdobyłam do niego uraz. Wtedy jak pozwolił iść jej z nieznajomym ćpającym kretynem... i że widziała to wszystko.
    Jestem mistrzem pisania komentarzy prawda? Każdy chce mieć takie pod każdym. A dlaczego? Bo ja sama wiem jakie chce dostawać i ZAWSZE, ale to zawsze piszę takie, naprawdę od serca.

    Może podsumujemy?
    Nie podoba mi się:
    Długość.
    Brak opisów.
    Ekspresowa wręcz akcja.
    Za to podoba mi się:
    Całokształt - bo Twoje w końcu.
    Temat, chociaż ja bym zrobiła coś bardziej drastycznego, jestem sadystką jednak.
    Tajemniczość Duffa.
    Różnorodność bohaterów.

    Ogólnie wiesz, że jesteś cudowna i piszesz świetnie, ale to tylko subiektywna ocena, z mojej perspektywy. Każdy widzi wszystko inaczej, inny ma gust, co innego wpada w jego "lubność". Dlatego nie przejmuj się pierdoleniem starej ABC i pisz kolejny.
    Bo ja tutaj czekam, chcę więcej!
    Chcemy więcej, chcemy więcej, chcemy więcej!
    ...i dłużej.

    Kocham, ABC. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za taki komentarz. Bardzo lubię szczere opinie, w szczególności od tak zajebistych pisarek! :)

      Więc tak.
      Długość. Eh, to mój problem. Nie mam czasu na pisanie długich rozdziałów. A po drugie, pisząc takie kilometrusy, łatwo się zniechęcam. Pamiętam czasy pierwszego opowiadania, kiedy to jeden rozdział miał około 5 stron w Word'zie. Po kilku miesiącach miałam dość pisania. No ale nieważne. Teraz postaram się pisać rozdziały chociaż odrobinkę dłuższe :)

      Brak opisów. Zazwyczaj staram się je dodawać, jednak ten rozdział był klapą i kilka razy go zmieniałam. Mam nadzieję, że następny Ci się spodoba :)

      Ekspresowa akcja. No tak, tutaj mnie masz XD Jestem w gorącej wodzie kąpana. Nie potrafię spowalniać akcji. To mój największy problem. Staram się jednak nad tym pracować.

      Jeszcze raz serdecznie dziękuję i kłaniam się po pas! ;**

      Usuń
  4. Zabić za co? za talent chyba hahahaha sorry Kochana, ale ostatnio mam dużo problemów, ale szybko skomentuję. Mi się bardzo podoba, nieważne, że krótkie, ale jakość trzymasz jak najbardziej na poziomie. Nie wiem czemu, ale właśnie wpadło mi do głowy, że ona będzie z Duffem jakiś tam czas i Robert się potnie z zazdrości czy coś xD, oby nie. Czekam z niecierpliwością na kolejny, co do mojego to nie wiem kiedy napisze, bo jak mówiłam mam teraz mnóstwo nieprzyjemności ze strony pewnej osoby, którą znam ponad 9 lat a mi zrobiła świństwo i mam zamiar się tej pijawki pozbyć, spałam tylko 3 godziny z nerwów ehhh szkoda gadać. Zmykam załatwiać swoje sprawy.

    P.s. Nawet jakbym chciała to nie mogłabym znienawidzić ani Ciebie ani tego opowiadanie, więc nie pierdol mi tu i pisz! pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, tyle miłych słów *O*. Dziękuję! <3

      A co do Twojego postępowania, to jak najbardziej je popieram! Walcz o swoje mała! ;*

      Usuń
  5. Zapraszam na drugi rozdział opowiadania "Nigdy nie mów żegnaj" http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny! Z niecierpliwoscia czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mala, mala, bo się spieszę.
    ZAJEBIOZA! I NIE PIERDOL, ŻE NIE. :*
    <3
    weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobra. Powiem Ci, że fabuła ogólnie jest świetna, jak to zwykle bywa kiedy ma się do czynienia z Tobą- zajebistą i jedyną w swoim rodzaju Chelle. Historia, którą tu tworzysz jest fantastyczna, bardzo różnorodna pod względem charakterów postaci i ogólnie wszystko zlewa się w piękną całość.
    Mam tylko jedno 'ale'. Chelle, ja Cię kocham, kocham odkąd zaczęłam czytać Twoją twórczość, ale była jedna osoba, którą kochałam jeszcze bardziej, a która bezpowrotnie zniknęła. Wiesz kto to był? Michelle Rose. Kojarzysz? Ja Ci nie chcę nic wypominać, czy coś, ale naprawdę powyższe opowiadanie nie ma w sobie tego czegoś co miało np. 'It's So Easy'. Ja... nie chcę Ci robić wyrzutów, nic podobnego, ja po prostu daję Ci znać, żebyś, no.. Nie robiła nic na siłę. Przeczytaj sobie to opowiadanie, i któreś z 'Appetite For Guns N' Roses'. Jest różnica, co? Bo wiesz, ja mam wrażenie, że ty w pewnym sensie tęsknisz za tamtym blogiem i tamtymi opowiadaniami. Próbujesz prowadzić jedną nową historię, ale ja w niej wyczuwam mało Twojego stylu, jest w nim dużo.. takiej.. cholera, boję się, że Cię urażę, ale jest w tym opowiadaniu coś takiego amatorskiego. Spójrz: przyjaciel Jane w szpitalu, a ty opisujesz całe jej emocje i przeżycia w jednym zdaniu. Michelle Rose by tego nie zrobiła, tak mi się wydaje. Tak samo długość, ABC ma rację, to niestety jest maksymalnie 1 strona w wordzie. A Michelle? Kurcze, nie dało się czytać tamtych rozdziałów w trzy minuty. Trzeba było się skupić, wczuć w tekst. A tutaj lepiej jest opisany kolor klamki w szpitalnych drzwiach, niż uczucia głównej bohaterki. Nie rozumiem, dlaczego Michelle Rose odeszła. Mimo to, cały czas ma cholerną nadzieję, że kiedyś wróci, a ja wreszcie dowiem się, jaka przyszłość czeka bohaterki moja najukochańszego 'It's So Easy' i oczywiście 'Paradise City'.

    Jejku, ja Cię tak zjechałam, a sama nie lepsza jestem, no ale trudno... Wiesz, ja Cię ogromnie cenię nie założyłabym bloga bez Twojej twórczości. Jak już jednak wspomniałam, coś uciekło razem z Michelle Rose. I mam nadzieję, że kiedyś tam wróci.

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Wiesz Rocky, nie ma już Michelle Rose. Zagubiła się i nie potrafi wrócić. Na razie walczy sama z sobą.
      Oczywiście postaram się w jakiś sposób nawiązywać do tamtych opowiadań. Postaram się również rozwinąć opisy. Teraz nie mogę się rozwinąć, ze względu na akcję. Kiedy nabierze tempa, a ja dojdę do zaplanowanego punktu, obiecuję, że wszystko będzie lepsze :)

      Jeszcze raz dziękuję! ;**

      Usuń
    2. Pewnie jakbym Cię wcześniej czytała, to powiedziałabym to samo, ale Rocky ma troszkę racji, jakby tutaj był jeszcze banalny temat, a słów góra 20 na krzyż... Powiedziałabym, że to jest dno.
      Nie sądzę tak. Jednak naprawdę powinnaś zacząć pisać więcej.
      Jeżeli nie masz czasu, to dodawaj rzadziej, ale na tyle, abyś była zadowolona.
      Myślisz, że dlaczego ja swój blog skończyłam? Wybiło mu 40 000 odsłon, a ja skończyłam pisać, mając morze czytających... Bo nie czułam opowiadania i wiedziałam, że nie jestem w stanie napisać wystarczająco dobrze.
      Zrobiło się chamsko... nie bierz tego do siebie, po prostu pomyśl, że jestem stara i wiem co gadam.
      I tak Cię kocham. :*

      Usuń
    3. W tym problem, że ja lubię pisać krótko ;___;
      Wtedy przynajmniej wiem co pisać, a jak mam pisać więcej, to nie wiem co.
      Niestety nie jestem jakaś wybitna, a piszę tylko i wyłącznie dla przyjemności. (Jezusie. W trzech zdaniach, aż 4 powtórzenia O.o Zaczynam się siebie bać XD)

      Kochana nie jest chamsko. Po prostu piszecie to, co myślicie, za co bardzo dziękuję! Wolę takie komentarze, niż nadmierne słodzenie :)

      Usuń
  9. Nienawidzę tych awarii internetu! Awahawww...
    Wcale nie był lipny! To było bardzo wciągające. Od początku wzbudzało zainteresowanie. Nie wyobrażam sobie akcji bez Roberta, kiedy okazałoby się, że jednak wziął za dużo... O wiele za dużo...
    Z tego co powiedziała Jane Duff ten chłopak miał naprawdę straszne życie. Szkoda mi go. Doskonale wyobrażam sobie jak musi się czuć. :(
    Jane też jest biedna. Trafiła do L. A. i jak na razie ma raczej same kłop0ty. A sprawdzą tych kłopotów jest Robert. Może przyjemnym doświadczeniem było spotkanie McKagan'a.
    Mi się bardzo podobało i nawet najgorszy rozdział w Twoim wykonaniu jest świetny w porównaniu do niektórych opowiadań.
    Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww *____*
      Dziękuję kochana Roxy, dziękuję ♥

      Usuń
  10. Zapraszam na rozdział 14. ;_;

    OdpowiedzUsuń
  11. O nie! Znowu nie skomentowałam ;_;
    Zaraz to naprawię!

    P.S. Zapraszam na rozdział 12.
    one-rainy-dream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Tym razem czuję ogromny niedosyt treści. Mam na myśli długość. Za szybko przebrnęłam przez ten rozdział i pragnę kiedyś ujrzeć coś nieco dłuższego, tak chociaż 1500 słów ;_;
    Jednakże teraz przejdźmy do fabuły.

    Jak dobrze, że nie uśmierciłaś Roberta! Bardzo podoba mi się bieg zdarzeń. Wreszcie Duff i Jane nieco się do siebie zbliżyli, pomijając okoliczności. Świetnie opisałaś rozmowę blondaska i May. Takie wyznawanie przeszłości nie jest łatwe, a w ich przypadku okazało się czymś zupełnie normalnym.
    Mam nadzieję, że w końcu pojawi się jakieś pozytywne wydarzenie w życiu tej dwójki. Zasługują na lepszy los niż zamartwianie się o Roberta. Swoją drogą, tego chłopa Jane może uratować. To ona się nad nim lituje i próbuje pomóc. Oby tylko on to docenił i przyjął jej ofertę. Przecież właśnie tego potrzebuje.

    Przepraszam, że dziś tak krótko ;c
    Życzę dalszej weny i pozdrawiam cieplutko!
    Świetny rozdział, mała! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana! Twe słowa są miodem na moje serce :3 Czy jak to się tam pisze XD
      DZIĘKUJĘ ♥

      Usuń
  13. Jezu, dziękuję, że go nie uśmierciłaś ;---; Lubię tego ćpuna i nie darowałabym Ci gdybyś to zrobiła xD
    Nie oznacza to jednak, że nie powinien zostać oblany wiadrem zimnej wody. Ale swoją drogą... czy Robert bez narkotyków byłby tym samym Robertem? A może nawet trochę lepszym? A jeżeli jednak gorszym? ;-; Rocket Queen jak zwykle rozkminia xD Wybacz, taka już moja natura ._.
    Ale ogółem to strasznie szkoda zrobiło mi się tego chłopaka, kiedy Duff opowiedział Jane jaki jest powód jego brania. Dostał kopa w dupę, więc.. jakieś tam usprawiedliwienie ma.
    Dobra, lecę czytać dalej! <3
    Co do tego rozdziału - świetny jak zawsze ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Przepraszam, przepraszam, przepraszam :C Jestem podła, wiem. Wybacz, że cię tak nagle i brutalnie opuściłam, ale... W sumie to nie mam niczego na swoje usprawiedliwienie niestety :/ Ech... pozostaje mi w takim razie obiecać poprawę i komentarz pod każdym kolejnym twoim postem. Postaram się czytać regularnie, ale to będzie ciężkie do zrealizowania. No nic, przejdźmy do rzeczy.
    Twoje opowiadanie należy do tych, które czytam by się zrelaksować, odprężyć, bo rozdziały są krótkie, lekkie i nie zaśmiecają mi głowy nadmierną patetycznością czy "smutkiem", który, po 2 rozdziale, doprowadza czytelnika do samobójstwa, o dziwo nie z powodu przejęcia się losami bohaterów, ale z powodu załamania, że takie - za przeproszeniem - gówno ktoś pisze, a inny czyta. Żenada, naprawdę. Jak chce się pisać o tragicznych losach jakiejś postaci, to - uwaga drogie Panie - trzeba UMIEĆ, a nie UWAŻAĆ, ŻE się umie. Zasadnicza różnica.
    To była taka drobna dygresja, nie zwracaj uwagi. Generalnie chodziło o to, że nawet twoja opowieść o Robercie i jego przygodach mnie nie denerwuje, a to plus, bo ostatnio niczego nie mogę czytać by nie narobić sobie wrogów w internetach za hejtowanie XD
    Muszę przyznać, że Jane czasem gryzie w tyłek tymi swoimi histeriami, ale - jak to bywa z ugryzieniami - poboli, poboli i przestaje. I co dziwniejsze nie zostawia niesmaku, bardzo dobrze. Gratuluję Ci.
    Zakochałam się natomiast w tym jak przedstawiłaś Duffa! Wiem, że piszę ci to już enty raz, ale serio powala mnie na kolana ta twoja wrażliwa, troskliwa Żyrafa. A to coś znaczy jednak, bo McKagan nie należy do moich ulubionych muzyków. Jest po prostu uroczy <3
    Jakbym mogła mieć jedno życzenie to chciałabym tylko żebyś rozwinęła tą historię, wprowadziła jakieś szokujące elementy, zwroty zdarzeń... COKOLWIEK. Bo nie chcę cię martwić, ale zaraz może zrobić się zbyt monotonnie, nawet jak dla mnie. Ale i tak cię kocham i nie chciałam krytykować ;_;
    To byłoby chyba tyle na ten moment, lecieć dalej.
    Love you!
    ~Draconis
    PS: Wiem, że wyjdę na okropnego Smoka, ale radzę Ci się nie przejmować niektórymi radami moich koleżanek. W końcu to twój blog i sama powinnaś decydować o tym kiedy i ile dodajesz. To zakrawa na absurd by niektórzy uważali się za tak wspaniałych by wręcz wymuszały na innych by zmieniali to i owo co im nie odpowiada. Pfy, radzę się zająć własnymi "dziełami".
    PS2: Wiem, że w ostatnim komentarzu napisałam ci zupełnie coś innego i może cię to skołować lub sprawić, że uznasz mnie za kompletną wariatkę (i tu byś się z prawdą nie mijała...) , ale po prostu należę do impulsywnych osób, które często zmieniają zdanie i nastroje, więc stąd ta nieścisłość. Ale przekaz jest jeden - bardzo lubię twoją twórczość i kibicuję ci.
    No i oczywiście, że cię kocham ;_; Dobra, to głupio brzmi, wiem XDD Dobra już koniec z tymi komentarzami, bo zaczynam się gubić we własnej wypowiedzi. To trzeba być Draco by coś takiego sklecić, naprawdę...
    Love you x2!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, kochana, jaki zajebisty komentarz! Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie nim ucieszyłaś! :)
      Dziękuję za każde słowo, każdą radę i przede wszystkim drogocenny czas, jaki poświęciłaś na przeczytaniu tego czegoś :D

      Usuń

Jeśli przeczytałeś, to bardzo proszę, abyś pozostawił po sobie ślad w postaci komentarza. Za każdą opinię serdecznie dziękuję :)