"Wspomnienie jest formą spotkania."
~ Khalil Gibran
(Muzyka)
~*~
25.10.1984r.
W Los Angeles panowała zaawansowana jesień. Najbardziej znienawidzona przez Jane pora roku. Co prawda w LA nie była ona tak odczuwalna jak w położonym w chłodniejszym klimacie, Lafayette, jednak sama świadomość panowania tej pory, przybijała dziewczynę. Może dlatego, że wpadała w stany depresyjne? Nie potrafiła wtedy normalnie funkcjonować. Siedziała zamyślona w mieszkaniu, tracąc ochotę na wszystko, co do tej pory sprawiało jej przyjemność. Wychodziła dopiero wtedy, kiedy naprawdę musiała. Tak było i tego dnia. Kolejna, bezsensowna sesja, nie wnosząca nic do jej życia. Żadnych zmian. Zero zainteresowania. Po prostu kolejny świstek do portfolio. Z takim właśnie nastawieniem podążała do studia, oddalonego spory kawałek od jej mieszkania. Jechała taksówką, wpatrując się w ogromne budynki i słuchając szumiącego radia. Z urządzenia wydobywała się piosenka Aerosmith. Jane nie potrafiła jej nazwać. Był to ten okres w karierze zajebistej kapeli, kiedy przechodziła kryzys. Każda piosenka była niemalże kopią drugiej. Nic ciekawego.
-To tutaj. - May popukała w szybkę dzielącą ją z kierowcą. Mężczyzna gwałtownie zahamował, po czym zażądał piętnastu dolarów. Dziewczyna zapłaciła i bez pożegnania wyszła. Nie miała ochoty na widzenie się z ludźmi. Najchętniej by ich wtedy zamordowała. Tak po prostu. Aby tylko mieć święty spokój. Niestety nie mogła zrealizować okrutnego planu. Musiała stawić się w studiu o godzinie 12:00.
Kiedy wskazówki zegara ustawiły się równo ku górze, weszła do niewielkiego pomieszczenia, w którym rozkładano sprzęt. Z grzeczności powiedziała krótkie "dzień dobry" i zaszyła się w ciemnej przebieralni. Na wieszaku czekała już jakaś ogromna suknia. Brunetka mozolnie nakładała na siebie kreacje, a kiedy już skończyła, spojrzała niepewnie w lustro.
-Wyglądam jak pieprzony klaun! Niech do tego cylindra dołożą mi jeszcze czerwony nos i wyślą do cyrku. - Mruczała, poprawiając zagięte rękawy. Ostatnie spojrzenie w lustro, kpiące prychnięcie, wyszła.
- O Jane już jesteś! - Krzyknął uśmiechnięty Mark. - Chodź tutaj do mnie na słówko. - Pociągnął ją delikatnie za rękę do stojącego obok stolika. - Widzisz tamtego gościa? - Szepnął, spoglądając w stronę ulizanego mężczyzny.
-Yhym. - Kiwnęła głową, wpatrując się postać.
- To jest Nicolaus Valastro. Przyjechał do nas z Mediolanu w poszukiwaniu młodych, utalentowanych modelek. Chyba nie muszę mówić, żebyś się postarała. Ta sesja ma zadedydować, czy wezmą cię pod swoje skrzydła. Nie ma co ukrywać, to jedna z niewielu szans na zaistnienie w świecie mody. Los Angeles nie słynie z rozwiniętego modelingu. Nowy Jork, Paryż, Mediolan... Tam to kwitnie, nie tutaj. - Uśmiechnął się serdecznie. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Sama informacja o możliwości wybicia się, poprawiła jej humor. Nareszcie miała szansę. Nie mogła jej zmarnować.
-Jaka jest tematyka sesji?
-Jesien, smutek, deszcz, samotność, zagubienie. - Mina Vine' a była sprzeczna z wypowiadanymi słowami. Mówił je z ekscytacją, radością...
- Idealnie. - Uśmiechnęła się krzywo i ruszyła na plan. Bez większego stresu, zaczęła pozować. Starała nie skupiać się na obecności kilkunastu osób, głośno komentujących jej pracę. Wyłączyła się. Przed oczami miała wiele wydarzeń, które zawsze powodowały łzy. Czasami lubiła do nich powracać. Potrzebowała tego wewnętrznego bólu, rozwalającego ją na drobne kawałeczki.
- Dobra, starczy. Mamy to! - Krzyknął fotograf, wyrywając ją ze swojego świata. Jane niepewnie podeszła do całej ekipy, aby zobaczyć efekty sesji. Cóż... Zdjęcia wydawałyby się być żałosne, nudne i przesadzone. Brunetka niepewnie spojrzała w stronę gościa z Mediolanu. Stał, przekrzywiając głowę z jednej strony na drugą i mrucząc coś do siebie.
- Jest dobrze. Nawet bardzo. Pani... - Spojrzał na niewielką kartkę wyrwaną z notesu. - Pani Jane ma potencjał. Jednak jeszcze wiele trzeba poprawić. Przede wszystkim postawę ciała. I musimy sprawdzić pani chód na wybiegu... - Podrapał się w głowę czarnym długopisem. - Dobra. Jak na razie to tyle. Jutro się z wami skontaktuję i ustalimy szczegóły. - Założył płaszcz, ukłonił się nisko i tyle go widzieli.
Stary garaż, wieczorem...
*Oczami Duffa*
(Muzyka)
Siedzieliśmy wraz ze Slashem i Stevenem oraz niejaką Yvonne, próbując zebrać chęci do zrobienia czegoś bardziej sensownego niż siedzenie na dupie i chlanie jakiejś gównianej gorzały. Steven siedział cicho, wystukując rytm pałeczkami o niewielki karton po pizzy, Slash zarywał do swojej towarzyszki, a ja się temu przysłuchiwałem. Był niezły ubaw, kiedy dziewczyna po nim jechała.
- Yvonne wiesz, że dzisiaj jest dzień pocałunku. - Wciskał jej kit, odchylając niesforne włosy z oczu.
- Tak? To pocałuj mnie w dupę. - Uśmiechnęła się z przesadną słodyczą. Wyglądało to komicznie. Zadowolona mina blondynki i wzburzona Slasha. Razem ze Stevenem parsknęliśmy śmiechem. Chyba polubiłem tą dupcię. Ma cięty język. Atrakcyjne, ale na krótko. Ile można z taką wytrzymać? Wyobrazić sobie z taką życie. Brrr... Nawet nie chcę o tym myśleć.
-Może zagramy coś, co? - Rzucił Adler, wpatrując się w brudny, oblepiony grzybem sufit.
- To nie ma sensu, nie mamy wokalisty. Ta grupa nie ma prawa się wybić. Błagam. Jesteśmy dobrzy, ale co z tego? Nie ma wokalu, to dupa! - Krzyknął wzburzony Slash i wyszedł. Cholernie wnerwiło mnie jego zachowanie. Do tego stopnia, że zostawiłem wszystko w pizdu i również opuściłem ruderę. Ten zespół to chyba niewypał. Czas rozglądać się za czymś innym. Jakąś grupą z wokalistą i przede wszystkim przyszłością!
Nie może to być żadna grupa glamowa. Poszukam czegoś punkowego. Chociaż punk w LA? To tak jak wieloryb na pustyni. Ewentualnie sprawdzę grupy grające w duchu Led Zeppelin.
Punkt pierwszy - iść obejrzeć tablicę ogłoszeń. Tam zawsze znajdzie się coś ciekawego. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Tutaj na każdym kroku są ogłoszenia. Oblepione drzewa, słupy. Stanąłem przed jednym z nich. Ogłoszenie pierwsze - wokalista do grupy glamowej. Odpada.
Ogłoszenie drugie - perkusista do grupy punkowej. Kuszące, ale nie. Ogłoszenie trzecie - gitarzysta do rock and rollowej grupy dziewczęcej. Mogłoby być fajnie, ale szukają lasek. Ja nie mam zamiaru się przebierać, więc czytałem dalej. W oczy rzuciło mi się jedno, niedbale napisane ogłoszenie.
"Poszukujemy basisty do grupy grającej w stylu
starego Aerosmith.
tel. 645 736 329
W. Axl Rose"
Zerwałem kartkę i ruszyłem w stronę najbliższego telefonu. Z kieszeni wygrzebałem ostatnie centy, które miałem przeznaczyć na hamburgery w McDonald's, ale ostatecznie się poświęciłem i wrzuciłem je do tego pieprzonego telefonu. Wykręciłem numer i czekałem. Pierwszy sygnał... drugi... trzeci... czwarty... Powoli się denerwowałem. Na szczęście za piątym razem ktoś odebrał.
- Halo? - Usłyszałem cholernie niski głos. Czy to nie pomyłka? Koleś mówi, jakby mu słoń na przełyk nadepnął. Nieważne...
- Ja w sprawie tego ogłoszenia. Dalej poszukujecie basisty?
- Tak, przyjdź do starego studia nagraniowego na Melrose, najlepiej dzisiaj. - Zaskoczył mnie ten facet. Już? Dzisiaj? Tak po prostu? Ani bee, ani mee, tylko przyjdź? Żadnych pytań? Dziwne...
- Eeee... No jasne. To do zobaczenia. - Rozłączyłem się i szybkim krokiem ruszyłem w stronę mieszkania. Musiałem przecież zabrać mój ukochany bas i iść skopać dupy tym chłoptasiom.
Mieszkanie Jane...
*Oczami Jane*
Wróciłam do domu. Miałam zrobić tyle rzeczy. Wstawić pranie, odkurzyć i umyć podłogę, wytrzeć kurze... Tak naprawdę nie zrobiłam nic. Czułam się jak jakiś pieprzony worek, taka wywłoka. Nagle dostałam dwie lewe ręce. Leń, leń, leń...
Jedyne na co miałam ochotę, to położyć się do ciepłego łóżka, wypić gorące kakao i oglądać nudne telenowele brazylijskie, emitowane dla starych babć. Ostatecznie włączyłam radio i usiadłam pod kocem, na kanapie. Dźwięki "Behind Blue Eyes" - The Who, mieszały się z odgłosami kłótni, młodego małżeństwa, mieszkającego obok mnie. Nie chciałam przysłuchiwać się tym krzykom, jednak były tak głośne, że nawet na drugim końcu ulicy, byłyby doskonale słyszalne.
W jednej chwili przypomniała mi się najpoważniejsza sprzeczka z Billem. Było to w liceum. Wtedy Bailey stał się nieco odważniejszy i zaczął podrywać panny z klasy. Co prawda tylko się przyjaźniliśmy, jednak nie chciałam, aby był on z jakąś inną dziewczyną. Niestety w krótkim czasie znalazł sobie nową towarzyszkę -Ginę. Nigdy jej nie lubiłam. Nie dlatego, że przypieprzyła się do mojego najlepszego kumpla, ogólnie była wredna i fałszywa. Szkoda, że Bill tego nie widział. Chyba miał jakieś klapki miłosne na oczach.
W jednej chwili przypomniała mi się najpoważniejsza sprzeczka z Billem. Było to w liceum. Wtedy Bailey stał się nieco odważniejszy i zaczął podrywać panny z klasy. Co prawda tylko się przyjaźniliśmy, jednak nie chciałam, aby był on z jakąś inną dziewczyną. Niestety w krótkim czasie znalazł sobie nową towarzyszkę -Ginę. Nigdy jej nie lubiłam. Nie dlatego, że przypieprzyła się do mojego najlepszego kumpla, ogólnie była wredna i fałszywa. Szkoda, że Bill tego nie widział. Chyba miał jakieś klapki miłosne na oczach.
Kiedy dałam sobie spokój, poznałam Jayden'a. Był miłym chłopakiem, grzecznym. Jakby nie w moim stylu. Jednak bardzo go polubiłam, on mnie raczej też. Po kilku miesiącach przyjaźni zostaliśmy parą. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie Bill. Wtedy mu się przypomniało, że jesteśmy przyjaciółmi.
Wpadł do mieszkania Jayden'a, obił mu twarz, a mnie zabrał do siebie. Nie obyło się bez ostrej wymiany zdań. No co? W końcu byłam wściekła. Tak się nie robi! Skoro on mógł znaleźć sobie partnerkę, to i ja miałam takie prawo. A nie, zapomniałam, ja go nie miałam. Musiałam być samotna, najlepiej zamknięta na cztery spusty w pokoju i czekająca, aż łaskawy Bailey zjawi się u mnie, aby pogadać. Za to, że zrobiłam coś, nie po jego myśli, dostałam piękny opierdol. Rudzielec darł się całą drogę, że Jayden jest dupkiem, że nie jest mnie wart, że chce tylko mnie przelecieć i tak dalej, i tak dalej. Pamiętam jak go wtedy spoliczkowałam. Nie chciałam tego zrobić, ale przesadził.
Chyba nie spodziewał się, że to zrobię, bo stał jak wryty. Ja szybko mu się wyrwałam i z płaczem uciekłam do domu. Następnego dnia Bill już był u mnie z przeprosinami. Wybaczyłam mu. Byłam za bardzo uległa... A może za bardzo go kochałam? Sama nie wiem...
- Gdzie ten album, gdzie ten album? - Mówiłam sama do siebie, szukając jedynej rzeczy, poza adapterem i winylami, która przypomniała mi Lafayette. Tak jakoś zebrało mi się na wspomnienia. Lubiłam wracać do przeszłości. Czasami było to fajne, a czasami bolesne. - Tutaj jest! - Krzyknęłam zadowolona z siebie, wyciągając gruby, obity barwioną na czerwono skórą album. Wróciłam na kanapę i otworzyłam go. Pierwsze zdjęcie - ja podczas kąpieli. Drugie - ja w piaskownicy. Trzecie - ja w przedszkolu. Dobra, za dużo pojawiło się mojej osoby. Przerzuciłam kilka kartek, gdzie były fotografie z innymi osobami. W większości byli to Bill, Jeff, Jay,Violet oraz moja rodzina.
Przyjemnie było tak oglądać te zdjęcia. Delikatnie poprawił mi się humor. Szczególnie podczas spoglądania na fotki z wygłupami znajomych.
Bailey bijący Isbella po głowie, plastikową łopatką. Ja siedziałam obok i się śmiałam.
Bill przymierzający się do zjedzenia dżdżownicy. Założył się ze mną, że ją zje. Ostatecznie nie zjadł.
Jeffrey rzucający małymi kamyczkami w tyłek naszej wielkiej sąsiadki. Wtedy nas dorwała i ciągnąc za uszy, przyprowadziła do rodziców. Nie było ciekawie...
Ja leżąca na Violet. Robiłyśmy ludzką kanapkę.
Jayden wraz ze mną na basenie.
Ostatnie zdjęcie w albumie przedstawiało mnie, Billa i Jeffa. Cholera, zrobiło się sentymentalnie.
Ciekawe gdzie są? Czy mają dziewczyny? Czy im się powodzi? Może kiedyś przez przypadek się dowiem...
______________________________________________
Jest nowy. Nudny, wiem. Jak zawsze.
Jest nowy. Nudny, wiem. Jak zawsze.
Po raz kolejny wytłumaczę się tą samą śpiewką - początek opowiadania.
Dopiero po następnym rozdziale, akcja nabierze tempa.
Mam nadzieje, że wytrzymacie.
PS Zapraszam do zakładki bohaterowie. Pojawiły się nieco inne zdjęcia.
Cały czas bawię się grafiką.
PS2 Już niedługo dodam trailer opowiadania.
Jest gotowy, teraz tylko muszę czekać do maja, aż wróci internet :)
Ostrzegam, że nie będzie to profesjonalne.
Moja przygoda z szablonami, filmikami jest bardzo prymitywna,
więc tego tego... XD
PS3 Zaległości na waszych blogach powoli nadrabiam.
Skomentuję w swoim czasie.
Jak na razie uniemożliwia mi to słaby internet ;-;
Zawsze mogłabym zostawić jakąś gównianą opinię,
jednak kocham Wasze blogi i nie mogłabym zrobić Wam czegoś takiego.
PS4 Zmieniłam czcionkę. Może być? :)
Love,
Chelle ♡