24.07.2014

Rozdział 19



 Życie to podróż, a nie przeznaczenie.
~Aerosmith (Amazing)
~*~

(Muzyka)

Cała noc spędzona w pociągu z głową pełną przemyśleń. Nie miał nawet czasu na zmrużenie oka. Intensywnie myślał nad przyszłością. Zarówno tą bliską, jak i daleką. Miał pewne obawy. 
Jak przyjmie go rodzina? Co zrobi, jeśli mu nie wyjdzie w Lafayette? Czy kiedykolwiek powróci do LA? Gdzie będzie mieszkał? Czy uda mu się założyć własną rodzinę? Kim będzie? 
Tyle pytań, a odpowiedzi brak. Takie uczucie niepewności potrafiło dobić człowieka. Chciał już wiedzieć, być pewien. Domysły zdają się na nic. Przecież życie potrafi płatać figle. Wszystko jest z góry zaplanowane, a ludzie dowiadują się o tym, kiedy przyjdzie odpowiednia pora.
- Lafayette... słodkie, zjebane Lafayette. - Westchnął widząc z daleka swoje rodzinne miasteczko. Nienawidził je z całego serca, jednak gdzieś tam w środku czuł się do niego przywiązany. Spędził tu całe dzieciństwo. To tutaj rozrabiał jako dzieciak i królował jako nastolatek. Brakowało mu tego krajobrazu. Tych starych kamienic, rozpadających się placów zabaw i sporych firm. W duchu cieszył się, że już jest na miejscu. Z drugiej strony bał się powrotu po ponad dwóch latach nieobecności w domu. Pewnie dużo się zmieniło. Nie wiedział, czy jest gotowy na zapukanie do drzwi.
Wysiadł z pociągu, który zatrzymał się na niewielkiej stacji. Na sam widok tych zniszczonych siedzeń i obklejonych ulotkami filarów przypomniało mu się dzieciństwo. Zawsze tu przychodził z Jane i obiecywał jej, że jak będzie konduktorem, to zabierze ją na przejażdżkę. Uśmiechnął się na przypomnienie sobie całej tej sytuacji i ruszył w dalszą drogę. Te domy, dobrze znane ulice. Wszystko przypominało mu przeszłość. Zbliżał się do celu. Pozostało mu kilkadziesiąt metrów. Serce biło coraz mocniej. Sam nie wiedział czemu tak się stresował, przecież był pieprzonym Axlem Rosem! A jednak... tutaj nie był taki pewny siebie. Niczym stara kobieta, chorująca na anemię zapukał w drzwi i czekał. Kilka sekund dłużyło się w nieskończoność. Słyszał kroki. Drzwi się otworzyły.
- Czego znowu chce... Bill?!


~*~

*Oczami Duffa*
(Muzyka)

Nadszedł pierwszy dzień pracy. W sumie to cieszyłem się z tego. Robota prosta, bezstresowa. Najważniejsze, że będę miał w końcu jakąś kasę. Przydałoby się chociażby na nowe kasety, czy trochę towaru. No ewentualnie jedzenie i jakieś ubrania. W sumie to wypadałoby się udać do sklepu po nowe koszulki i gacie. Wszystko pogubiłem i musiałem łazić non stop w tym samym, co raczej nie było atrakcyjne z punktu widzenia innych. Nie żeby mi zależało, ale... No dobra, zależało mi tylko i wyłącznie na opinii kobiet. Przedstawicielki płci pięknej zwracały na takie rzeczy uwagę. Przynajmniej tak było z Natalie, Jane i teraz z Mandy. Właśnie... Mandy. Chyba zawróciła mi w głowie. To chore, bo kilka dni po wyjeździe poprzedniej dziewczyny, zakochałem się w innej. Jak jakiś pieprzony kobieciarz. No ale co mogłem zrobić, kiedy zobaczyłem ją tak pięknie uśmiechniętą i niemalże nagą? Na każdego faceta by to zadziałało. Dodatkowo Mandy wydawała się być zawsze miła. Przyjaźnie witała się z Jane i ze mną, potrafiła zagadać i życzyć miłego dnia. Po prostu miała w sobie to coś, co działało na mnie jak magnez. Jednak jak na razie nie planowałem niczego wielkiego. Musiałem odpocząć od związków, przynajmniej na jakiś czas. Z Brixx liczyłem na jakiś flirt, dłuższą znajomość, a może kiedyś tam w przyszłości na coś poważniejszego. Matko, ona zrobiła mi pranie mózgu. Zacząłem myśleć niczym typowy Amerykanin siedzący za biureczkiem. Boże, może zaraz jeszcze wyskoczę z małżeństwem! Wróć!
Walnąłem się z otwartej ręki w czoło i to nie dlatego, że siedziała na nim mucha, po czym ruszyłem pod drzwi sąsiadki. Zapukałem kilkakrotnie, otworzyła. Znowu wyglądała tak ślicznie... Stop!
- O Duff, dobrze, że już jesteś. Muszę lecieć, bo czeka na mnie chłopak. - No to teraz dojebała jak łysy grzywką o parapet. Nie wiem jaką zrobiłem minę, ale na pewno nie byłem szczęśliwy. Chłopak, jaki chłopak do cholery?!
- Chłopak powiadasz... - Mruknąłem cicho, mierząc ją wzrokiem. Mandy nie zwracała jednak na to uwagi. Biegała po mieszkaniu, to szukając kosmetyczki, to torby i tak dalej. 
- Tak, przyjeżdża po mnie taki jeden koleś. Razem pracujemy. - Uśmiechnęła się serdecznie, nachylając się pod komodę w poszukiwaniu jakiegoś przedmiotu. 
- Aaaaa... Czyli taki kolega. - Rzuciłem jak jakiś debil. W sumie, to mi ulżyło. Była wolna, to najważniejsze. 
- Dobra Duff, to ja lecę. Chyba dasz sobie radę. Karma jest pod zlewem, wodę lej z kranu, a na spacery chodź co cztery godziny. Jakbyś chciał się załatwić to toaleta jest tutaj, w salonie jest telewizja jakby co, a piwa w lodówce. - Wskazała palcem na kuchnię i wyszła. Fajnie, darmowe piwka w pracy? Czemu nie? Taka robota mi jeszcze bardziej odpowiada. Lucky i Courtney nie są raczej problematycznymi psinami, więc będę miał sporo czasu dla siebie.

~*~
Po raz kolejny obudził się w objęciach jakiejś obcej laski. Tym razem jednak miał szczęście. Dziewczyna była całkiem ładna. Leżała obok niego, wtulona w poduszkę. Izzy podniósł się na łokciach i przyjrzał mieszkaniu. Było zadbane, ładnie urządzone. Z tego faktu wywnioskował, że blondynka musi mieć kasę. Kiedy spała, przeszukał mieszkanie w poszukiwaniu pieniędzy. Robił tak jeszcze z Axlem, kiedy szli do domów prostytutek. Granie w klubie nie wystarczało, więc trzeba było sobie jakoś radzić. 
Tym razem Stradlin wzbogacił się o dwieście dolców.  Było tego więcej, jednak nie chciał kraść wszystkiego. Dziewczyna od razu by to zauważyła i wezwała policję, a kłopoty były mu naprawdę niepotrzebne. Wrócił do łóżka i wpatrywał się w uśmiechniętą twarz towarzyszki. Korciło go, aby ją obudzić. Nie chciał siedzieć jak dupa, nic nie robiąc. Chłodną dłonią przejechał po policzku blondynki, która od razu otworzyła oczy. Chyba się wystraszyła, jednak po chwili odetchnęła z ulgą. Brunet nic nie mówiąc, dalej się w nią wpatrywał. Lubił ciszę i lubił obserwować. 
- Dzień dobry. - Rzuciła z lekką chrypą w głosie, uśmiechając się delikatnie. Wstała z łóżka, po czym pochylając się do przodu, złożyła na ustach Izzy'ego gorący pocałunek. Chłopak od razu wiedział, czego chciała. Nie trzeba było dużo mówić, aby się nią odpowiednio zajął. Chociaż... to ona nim musiała się "zaopiekować". Usiadła na Stradlinie, podnosząc jego dłonie ku górze. Językiem przejechała po torsie bruneta, patrząc jak ten uśmiecha się lekko. Nakręciło ją to do dalszych działań. Zębami ściągnęła jego czarne bokserki, po czym odrzuciła je gdzieś na bok. Na widok męskości chłopaka w jej oczach pojawiły się płomienie. Nie czuła się skrępowana i bez niczego postawiła mu laskę. 
- Jesteś zajebista... yy...- Jęknął kiedy skończyła. Nie potrafił przypomnieć sobie jej imienia.
- Kate, miło mi. - Zaśmiała się perliście. To było szaleństwo. Sytuacja wyglądała jak wyrywek z hippisowskich lat 60. Wtedy też nikt nie zwracał uwagi na partnera. Sypiał z byle kim. Izzy'emu to odpowiadało, zresztą jak każdemu facetowi z Sunset. - Wiesz, że jestem wiecznie niezaspokojona. - Zatrzepotała rzęsami, przygryzając usta. 
- Coś się na to zaradzi. - Uśmiechnął się cwaniacko. Teraz to on przejął inicjatywę. Miał już pewien plan. Szykowało się całkiem miłe popołudnie. 


 ~*~

*Oczami Jane*
(Muzyka)
Pierwsza sesja w Nowym Jorku została zaliczona. Nie powiem, było fajnie. Poznałam ciekawego faceta, fotografa o imieniu Chris. Był dla mnie niezwykle miły i miał cholerne poczucie humoru. Pomógł mi na chwilkę oderwać się od całego tego gówna, w którym siedziałam myślami. Byłam mu za to wdzięczna. Cały dzień opiekował się mną i oprowadzał po różnych miejscach. Poszliśmy razem na kolację, potem na spacer po Wall Street. Było świetnie, oczywiście do czasu. Kiedy wróciłam do hotelu wraz ze mną wróciły wszystkie to chore myśli. Starałam się ich jakoś pozbyć, szybko się kąpiąc i kładąc do łóżka. Nie było to takie łatwe. Leżałam na poduszkach chyba pół nocy, nie mogąc zmrużyć oka. Dopiero gdzieś po czwartej nad ranem odleciałam do innego świata. Widziałam, jak biegam po Lafayette szukając znajomych. Ulice były dziwnie puste. Weszłam do starej rudery, w której zazwyczaj spotykałam się z przyjaciółmi. Ujrzałam szczupłą sylwetkę młodego chłopaka. Nie zbliżałam się zbyt blisko. Wolałam obserwować jego zachowanie z daleka, zachowując ostrożność. W pewnym momencie usłyszałam odgłos załadowywanej broni. Zmroziło mi krew w żyłach i już chciałam uciekać, jednak ciekawość wygrała. Stałam pod ścianą, dalej wgapiając się w nastolatka. Ten podniósł pistolet na wysokość oczu i obrócił się w moją stronę. Teraz dopiero zobaczyłam jego twarz. To był Bill. Mój Bill. Zerwałam się z miejsca jak oparzona i nie patrząc na nic, biegłam w jego kierunku. Chciałam zabrać mu te pieprzone ustrojstwo, jednak nie mogłam. Jakaś siła trzymała mnie w miejscu i nie byłam zdolna nic zrobić. Za każdą próbą biegu upadałam na kolana. Rozpłakałam się, czując beznadziejną bezradność. Rudzielec widząc to, uśmiechnął się słabo i wycelował w moją stronę. Zamknęłam oczy, czekając na najgorsze, jednak strzał nie nastąpił. Powoli uniosłam powieki do góry i zobaczyłam jak przyłożył spluwę do skroni. Jeszcze bardziej się popłakałam. Już wolałam, aby zabił mnie, niż siebie. 

- Bill nie rób tego! Proszę! Błagam cię! Ja cię potrzebuję! - Krzyczałam, ciągle szlochając. Nie posłuchał mnie. Bezdźwięcznie powiedział tylko "żegnaj" i strzelił.
W tym momencie obudziłam się cała zalana potem. Nie mogłam złapać powietrza. Dusiłam się. Trzęsącymi się z nerwów dłońmi zapaliłam niewielką lampkę nocną. Poczułam jak coś mokrego kapie mi na koszulkę nocną. Płakałam, nie potrafiąc nad tym zapanować. Starałam się uspokoić oddech, wpatrując się w wielki księżyc, będący akurat w pełni. Po kilkunastu minutach udało się. Fazę strachu zastąpiła faza intensywnego myślenia nad tym chorym snem. Miałam wrażenie, że już kiedyś śniła mi się postać samobójcy, jednak nie wiedziałam jego twarzy. Tym razem było mi to dane. Tylko dlaczego akurat on? Dlaczego właśnie Bill? Nie miałam pojęcia. Jedyne co czułam, to chęć zobaczenia go całego i zdrowego. Miałam potrzebę wtulenia się w jego lekko falowane, rude włosy i zaciągnięcia się jego zapachem. Brakowało mi tego przez te lata. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Dopiero w takiej sytuacji. Straszne... 
Miałam okazję go spotkać. Przecież wiedziałam, że był w LA. Wystarczyło poszukać. Co z tego, że miasto liczyło sobie kilka milionów mieszkańców, mogłam szukać do skutku. Nie musiałabym przynajmniej się martwić. Przecież wiedziałam jaki jest Bailey. Byłby zdolny do takich rzeczy. Zawsze był inny. Miał swój świat, inny punk widzenia, skłonności do impulsywnych działań. 
Boże, dlaczego ja go nie szukałam? Czemu jak zawsze skupiłam się tylko na sobie?  Jestem idiotką. Przecież ten sen mógł coś znaczyć. Miałam nadzieję, że nie był rzeczywistością i że chłopak dalej był zdrowy i żył swoim życiem, realizując szczęśliwie plany.
- Halo? - Usłyszałam w słuchawce zaspany głos mamy. Tak, w akcie desperacji zadzwoniłam właśnie do niej. Nie wiem co mnie napadło. Przecież ona nic nie wiedziała na temat mojego Billa. Nie widziała go od dwóch lat.
- Cześć mamo. Powiedz mi, wiesz coś na temat Bailey'ów. Coś się u nich ostatnio działo? - Wyskoczyłam z tym tekstem jak wariatka. 
- Nie wiem dziecko, a czemu pytasz? - Słyszałam, że się zaniepokoiła. Nie chciałam jej bardziej wciągać. Postanowiłam zakończyć bezsensowną rozmowę. 
- A nic, już nic. Wiesz, zadzwonię jutro. Dobranoc. - Odłożyłam słuchawkę. Czy ja całkiem zwariowałam? To na pewno nie było normalne. Cały ten pieprzony świat zwariował.


~*~
(Muzyka)

Siedzieli razem w klubie, obserwując poczynania jakiś młodych kapel rockowych. Mogli grać tak jak oni i pewnego dnia się wybić. Wszystko spieprzyli. Poddali się na półmetku. A przecież mieli szansę.
- Slash, jesteśmy skończeni. - Uśmiechnął się do przyjaciela. Jednak nie był to zwykły uśmiech. Skrywał w sobie nutkę żalu do kumpla, który wszystko zniszczył. 
- Dzięki za przypomnienie. - Burknął, popijając whiskey. 
- Ale wiesz, jak na razie powinniśmy się zabawić. - Twarz blondyna lekko się rozpogodziła. Widząc minę przygnębionego mulata, postanowił odpuścić. Przecież musiał mu kiedyś wybaczyć. To chyba nie był koniec świata. 
- Steve, nie mam ochoty na zabawę. - Odgarnął niesforne loki z oczu. 
- Nie marudź! Chodź, idziemy na laski. To poprawi ci humor. - Pociągnął go za rękaw i ruszyli na "łowy". W takim klubie nie trzeba było dużo szukać. Wszędzie roiło się od panienek rządnych wrażeń w obskurnej toalecie, do tego stopnia, że można było w nich wybierać. Adler wypatrzył sobie jakąś sztuczną blond lalę, ubraną w różowy lateks. Slasha odrzucił taki widok. Zastanawiał się tylko nad jednym. Czym kierował się jego przyjaciel, wybierając tą laskę? On miał całkiem inny gust. Wolał bardziej naturalne kobiety, ciężkie do zdobycia. Oczywiście mając na myśli słowa "ciężkie do zdobycia" widział takie laski, które oddawały się co najmniej po jednym wieczorze spędzonym razem, a nie dziesięciu sekundach. Tym razem nic nie wypatrzył. Żadna z obecnych na sali nie przykuła jego uwagi. Nie miał zamiaru posuwać jakiegoś pierwszego, lepszego paszczura, dlatego udał się zrezygnowany w kierunku lady, za którą stała barmanka. Nigdy nie zwracał na nią uwagi, jednak teraz stała się ona najlepszą kandydatką na szybki numerek w kiblu. Postanowił zaatakować. Przybierając zawadiacki wyraz twarzy numer pięć, usiadł na wysokim krzesełku. Było pięknie do czasu, kiedy dziewczyna się nie obróciła. Nagle się speszył. Tylko w towarzystwie znanych sobie panienek, czuł się swobodnie. W jednej chwili schował się za ścianą czarnych loków, która zawsze mu pomagała i zamówił kolejnego drinka. Po alkoholu dopiero mógł poczuć się na tyle pewnie, aby zagadać do obcej dziewczyny. Tak postanowił zrobić. Pił, pił i pił. Przez ten czas Steven zdążył już załatwić swoje potrzeby i dołączył do przyjaciela. 
- I jak? - Mulat zagadał go kiedy tylko przyszedł. 
- Ooo zajebiście. Laska była genialna i też miała na imię Mia, jak ta twoja poprzednia. Żółwik bracie!
- Weź tą łapę, nie wiem gdzie ją wkładałeś. Jeszcze od tej laski załatwię się jakimś gównem. - Wybełkotał, krzywiąc się. Blondyn roześmiał się głośno, jakby usłyszał najśmieszniejszy w świecie żart. Chyba za dużo wypił, albo ta blondi coś mu podała. 
- A ty mów, jak twoje łowy? - Zagadał, kiedy skończył się rechotać. 
- Jeszcze trwają. - Kiwnął wymownie, pokazując na rudą barmankę. 
- Uuu... Cindy... No to życzę powodzenia. - Zaśmiał się, po czym zostawił ich samych. Teraz był idealny moment na pogawędkę. Przy barze nie było nikogo oprócz Slasha i jego "ofiary". 
Już miał do niej zagadać, kiedy gdzieś zniknęła. Po takiej ilości alkoholu nie miał siły, aby podążyć za nią. Ledwo co kontaktował. Chyba przesadził, bo czuł jak zamykają mu się oczy. Chwila moment i nastąpił odlot.


___________________________

Wróciłam po ponad miesięcznej przerwie.
Chyba nigdy jeszcze tak nie zaniedbałam bloga, ale i Was. No cóż, wakacje. 
Powoli wracam do gry. Muszę nadrobić jedynie(!!!) 38 rozdziałów. Proszę o wyrozumiałość jeśli chodzi o czas. Obiecuję wszystko skomentować, kiedy tylko przyjdzie na to odpowiednia pora. 
 
PS Zapraszam na mojego drugiego bloga o Aerosmith. Już niedługo pojawi się na nim prolog nowego opowiadania :) 
 

Love,      
Chelle ♡

45 komentarzy:

  1. O to jestem!
    Zacznę od tego, że miałam skomentować wczoraj, ale..
    Jakoś nie wyszło. XD
    Jane martwi się o Axla... Mogłaby się dowiedzieć, że Rudy wrócił do rodzinnego miasta.
    Ale Rose wie, że ona tam już nie mieszka?
    O co chodziło z tym "czego znowu chcesz" ?
    Ktoś prześladuje rodziców Axla?
    Czy po prostu nudzi mi się i wymyślam coś, czego nie ma?
    Duffiasty, no weź. Dopiero co Jane wyjechała, a Ty już się zakochałeś.
    No, al;e wybaczę Ci. XD
    W końcu to Mandy, Twoja przyszła żona.
    Oczywiście jeśli tu będzie tak, jak w rzeczywistości.
    No i Slash, i Steven.
    Już niedługo powstanie Guns N' Roses, tylko...
    Co z Axlem?
    Skoro on wrócił, to nie będzie zespołu...
    Znowu gadam o mało ważnych rzeczach.
    Rozdział zajebisty.
    A co do drugiego bloga, to już od dawna go obserwuję, więc nie potrzebnie mnie informowałaś o jego istnieniu. Ale nie jestem na Ciebie zła za spam. Chociaż wiem, ze wiesz o istnieniu mojego bloga. XD
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoo matko :D Ile pytań sobie zadałaś na początku komentarza. Coś czuję, że niedługo znajdziesz na nie odpowiedź. Kolejne rozdziały pojawią się już niedługo, a tymczasem chciałabym podziękować serdecznie za komentarz ;*

      Usuń
  2. Jane się tak martwi, o Axla i ma koszmary. Mógłby się ten rudy chuj odezwać, ale w sumie skąd ma znać adres, czy telefon. Właśnie...Kiedy Jane spotka Izzy'ego? Znaczy, jak wróci.
    A Rose wraca do domu i: "Bill?!" hahahahahah, a on pewnie "Jestem Axl.". Znając Wiewiórę tak zrobi. XD
    Wiesz, co Duff, już nie przesadzaj. Ledwo Jane wyjechala, a ty już lecisz do innej. :/
    Hahaha, Izzy kochany, już poszedłeś do jakieś dziwki i zarobiłeś 200 dolców, cwaniaku jeden! XD
    Hahahahahahahah Steven! I Slash...tak zakończyłas, mam nadzieję, że nic mu nie będzie.
    Czekam na kolejny i czekam na Twoje komentarze u mnie!
    Weny i pozdrawiam.
    PS. Ja już tego bloga o Aero wrzucę do polecanych :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystko droga Estranged! ;*
      Niedługo postaram się wpaść do Ciebie i poczytać co nieco :D

      Usuń
  3. Jak to Duff się zakochał?! Bo laska ma cycki i dupę?! sjdxsmkxdxdfgdcbsajm ;_______;
    Zawiodłam się na nim! :CC
    A Jane taka biedna i ma sny o Axlu... ale to się nie zdarzy naprawdę?
    No i wyczuwam założenie GN'R ;D Tylko Axl musi wrócic do LA! ;//
    Świetny rozdział, a teraz lecę na drugiego bloga ;))
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Przepraszam, że zaniedbałam twojego bloga. Co do wszystkich rozdziałów to są zajebiste!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem, nie jestem ;D Nie mam czemu być zła. Każdy potrzebuje chwili wytchnienia, dlatego Cię jak najbardziej rozumiem. :)

      Usuń
  5. Zacznę komentarz od tego, że dawno nie pisałam o Axlu i Jane, ONI SIĘ NAPRAWDĘ KOCHAJĄ, I MYSLĄ O SOBIE I TO EWIDENTNIE WIDAĆ I ONI MUSZĄ, M U S Z Ą BYĆ RAZEM. Inaczej cię znajdę Chelle...
    DUFF, TY MĘSKA DZIWKO, JANE WYJECHAŁA NIEDAWNO, A TY JUŻ SIĘ ZA NOWĄ OGLĄDASZ, JA WIEDZIAŁAM, ŻE TAK BĘDZIE, TY NA NIĄ NIGDY NIE ZASŁUGIWAŁEŚ, TYLKO AXL MOŻE Z NIĄ BYĆ, A CIEBIE JAK SPOTKAM TO ZAJEBIĘ TY TLENIONA BLONDYNO.
    Poza tym, to co to za chłopak, który przystawia się do Jane? On nie może, bo ona kocha Axla, a on ją i oni na pewno ze sobą będą!
    Hmm, jestem dzisiaj chyba nieco monotematyczna, cały czas Axl i Jane... ALE TO DOBRZE, BO DO NICH MUSI W KOŃCU KURWA DOTRZEĆ, ŻE SĄ DLA SIEBIE STWORZENI.
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://bombs-away-is-your-punishment.blogspot.com/2014/07/info.html Zapraszam do przeczytania info i do spełnienia małej prośby, dzięki której może odkryjesz w sobie psychopatę XD

      Usuń
    2. Dziękuję kochana M. za tak ekspresyjny komentarz :D Uwielbiam takie, dzięki! ;*

      Usuń
  6. Chelle! Wybacz, bo ten komentarz nie będzie grzeszył długością. Jestem na telefonie i też właśnie nadrabiam zaległości. I chciałam też podziękować za komenty u mnie. Jestem zaszczycona ;)
    Ale przejdę do rozdziału....
    Jak ja się stęskniłam za Twoim stylem pisania! W ogóle za Tobą! Chelle moja mistrzynio... kocham to hyhy!
    Wszyscy tak daleko od siebie... Jane w NY, Axl w Lafayette a reszta w LA... i nie mają zbyt... ambitnych (?) zajęć. Ciekawie mnie co będzie z ta Mandy. Szczerze? Nie polubiłam jej. Nie żeby mi wybitnie przeszkadzała, ale..
    Duff nie powinien tak szybko zapominać o Jane. Po prostu... nie xD
    Ale za to Slashowi ktoś by się przydał! Cindy... barmanka. Cóż... przynajmniej coś więcej od blondi w lateksie Adlera. Ruda? Fajnie, lubię rude xDD
    Postać Chrisa niepokoi mnie tak jak Mandy. McKagan i Jane... kurde ja niby cały czas byłam za tym, żeby ona była z Robertem, ale kurde do Duffa też pasuje :-: niech ten Chris i Mandy dadzą im spokój. No.
    Ten sen o Axlu... a właściwe o Billu. Nie wiem co o tym myśleć. Powiem tylko tyle, ze jak to ty, pięknie opisałaś uczucia. Ah... ; 3
    No cóż pozostaje mi tylko przeprosić za błędy w komentarzu, które mogły się wkrasc bo pisze z telefonu. I oczywiście życzyć dużo weny :)

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rocky, wielbię Cię! Napisać taki komentarz na telefonie? SZACUN LASKA, SZACUN!
      Dziękuję Ci bardzo serdecznie za piękną opinię ;*

      Usuń
  7. Zapraszam na rozdział "Dreszcz" ;)
    http://one-rainy-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Uhm, obiecałam skomentować w sobotę, no ale... tak wyszło. Przepraszam ._.
    Tak czy siak jestem i odpokutowuję!
    Wróciłaś po dłuższej przerwie z genialnym rozdziałem! Jak zwykle, najwyższa klasa!
    Na największe oklaski zasługuje wątek z Jane! A raczej jej koszmarem. Czuję, że oni się niedługo spotkają... Muszą. I jestem cholernie ciekawa jak z początku będzie wyglądała ta relacja. Co do samego Billa... Wrócił do domu, ale nie mam w sumie pojęcia po co. Jeju, no ja już nie wytrzymam! Co będę rozmyślać, chcę po prostu wiedzieć jak potoczy się ta ich historia ;-; Dalej... Duff, ech, szybko sobie znajdzie pocieszenie. Może i dobrze? Nie są dla siebie z Jane stworzeni, ten związek byłby taki... bez fajerwerków, o!
    I jeszcze Adler i Hudson. Typowo xD Tak, to chyba najlepsze słowo.
    So... wstawiaj szybciutko coś nowego, hm? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku Rocket Queen, dziękuję że wpadłaś i skomentowałaś ;* Ja wpadnę do Ciebie niebawem! Obiecuję wszystko skomentować! <3

      Usuń
  9. Wreszcie udało mi się wykrzesać chęć na napisanie komentarza! Co za ulga! Bałam się, że to nie nastąpi już nigdy.
    Ach, kochana Chelle! Cóż ja mam Ci teraz napisać? Rozdział był zarówno zabawny jak i smutny. Wspomnienia Axla należą do tej drugiej grupy. Aż cieplej zrobiło mi się na sercu gdy tak zgrali się w przypominaniu sobie ich wspólnej przeszłości. Zaskoczył mnie sen Jane i dopóki nie okazało się, że to zwykły koszmar, poważnie bałam się o życie Rudego. Wciąż nie dociera do mnie, że Axla nie ma w Los Angeles. Choć z drugiej strony cholernie ciekawi mnie reakcja ludzi w Lafayette, rodziny, dawnych znajomych. W końcu nie zawsze ludzie wracają do początku. A skoro Jane zadzwoniła do mamy z zapytaniem o Bailey'ów, to być może niedługo dowie się ona gdzie dokładnie jest Rose. To byłaby w sumie dobra okazja do odświeżenia kontaktu.
    Następnie próby miłosnych podbojów wybrednego Slasha... miodzio, mała, miodzio jakich mało! Wielbię tego typu zagrywki. Choć życzę kudłaczowi udanego i aktywnego życia seksualnego! Na przykład tak barwnego jak Steven. Wyobraziłam sobie jego śmiech, gdy dosiadał się do Slasha podczas jego "łowów". Moja ulubiona scena z tego rozdziału.
    Duff! Omal go nie pominęłam! Mandy i jej dobra-przewidująca-wszystko-duszyczka uszczęśliwiły blondaska! Cóż za odmiana po pełnym cierpienia pożegnaniu z Jane. Oby panna sąsiadka rzeczywiście była panną. Oszukać Duffa to jak zadzierać z gangiem jego fanek!
    Szczęściarz Izzy i jego nieco nimfomańska koleżanka... hm... to brzmi interesująco! Chętnie ujrzałabym jakiś TAKI urywek z ich życia (seksualnego, rzecz jasna). "Lubił ciszę i lubił obserwować." - doskonałe stwierdzenie! Pasuje do Izzy'ego, który chciałby być hipisem (?!). Niee, to chyba nie tak. To Kate wprowadzała miłość w życie! O!
    Generalnie, spędziłam bardzo miłe 30 minut z Twoim blogiem!

    Pozdrawiam cieplutko i przepraszam za opóźnienie.
    Weny i czasu na dalsze płodzenie (to poetyckie). ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całuję Twe boskie rączki za napisanie tak wspaniałego komentarza! ♥
      Zwykłe dzięki, w tym przypadku nie wystarczy. Kiedyś naprawdę postawię Ci pomnik :D Tylko przyślij zdjęcie XD

      Kocham Cię! ♥
      Chelle

      Usuń
    2. Hahaha! Oj daj spokój! Wystarczy skrzynka Danielsa, a nie tam żaden pomnik... ♥

      Usuń
    3. Okey, to kupię 2 skrzynki i pijemy razem xD

      Usuń
  10. Witam,
    po wielu godzinach zastanawiania się czy naprawdę tego chcę, opublikowałam rozdział 18-ty. Byłabym wdzięczna za wyrażenie jakiejkolwiek opinii.
    Zapraszam ;)
    http://one-rainy-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest genialnie!
    Akcja cały czas się rozwija,co mnie ogromnie cieszy :))
    Ale strasznie komplikujesz im życie! Biedny Duffy,miota się,nie może się zdecydować,a laska w szlafroku ma kolegę...
    Sadystka z Ciebie i tyle xD
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Tsa... To znowu ja. Tak wiem, najpierw na tamtym, teraz na tym, ale nominowałam oba, bo są zajebiste.

    http://just-a-little-patience.blogspot.com/2014/08/i-dont-want-to-miss-thing-16-nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapraszam na rozdział 26 ;) http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/08/rozdzia-26-kupa-innych-rzeczy.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szaleję w tym tygodniu, yeeah. Zapraszam na 8 rozdział (zapomnianego zapewne) opowiadania Sweet Pain :)
      http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/08/sweet-pain-8.html

      Usuń
  14. Zapraszam na nowy rozdział :)
    http://one-rainy-dream.blogspot.com/2014/08/rozdzia-19-zakamarek.html

    OdpowiedzUsuń
  15. http://never-too-young-to-die.blogspot.com/2014/08/35-taka-branza.html

    Chciałabym w to wierzyć, kochanie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zapraszam na nowy rozdział opowiadania Sweet Pain
    http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/08/sweet-pain-9.html

    OdpowiedzUsuń
  17. Nominowałam Cię do tego, czego nazwy nie zapamiętam. Więcej u mnie na blogu. :)
    http://welcome-to-my-fucking-paradise.blogspot.com/2014/08/versatile-blogger-award-i-liebster.html

    OdpowiedzUsuń
  18. Serdecznie zapraszam na 21 rozdział mojego opowiadania!
    http://life-in-the-paradise-city.blogspot.com/2014/08/rozdzia-21.html

    OdpowiedzUsuń
  19. http://never-too-young-to-die.blogspot.com/2014/08/36-znajomosci.html

    nie wiem po co to robie

    OdpowiedzUsuń
  20. U nas WRESZCIE NOWY ROZDZIAŁ! :)

    http://roadtocalifornialivingaftermidnight.blogspot.com/2014/08/rozdzia-viii.html

    OdpowiedzUsuń
  21. http://never-too-young-to-die.blogspot.com/

    jeśli już nadrobisz, no to ten XD

    OdpowiedzUsuń
  22. W końcu nowy, do dupy, ale nowy... Zapraszam na rozdział 27 :)
    http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/09/rozdzia-27.html

    OdpowiedzUsuń
  23. Nowy! Nareszcie!
    http://in-the-world-of-rock.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. http://never-too-young-to-die.blogspot.com/2014/09/38-prawda.html

    Nowiutki :)

    OdpowiedzUsuń
  25. asfgdghgvdw
    To Ty?
    Jejciu, kiedyś uwielbiałam czytać Twoje opowiadanie, ale nie komentowałam, bo nawet nie miałam możliwości.
    No i znów tutaj zajrzałam i BUM, kolejny rozdział nareszcie!

    No więc tak...
    Od samego początku nie podobało mi się to, że Jane musi wyjechać i zostawić McKagana samego. Ale teraz ma powód, żeby wrócić :D
    I musi wreszcie spotkać się z Axl'em!
    No i może będzie z Duff'em? Chłopak oszalał pod jej nieobecność. ;) No i poza tym była z nich taka fajna parka.
    Albo... Przyjaź z Bailey'em przerodzi się w wielką miłość?
    Pisz szybciutko, bo jestem ciekawa.

    Przepraszam, nie umiem pisać komentarzy. ;\

    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak sobie życzyłaś, informuję o rozdziale pierwszym u mnie. Zapraszam! ;)
      http://my-rock-and-roll-story.blogspot.com/2014/10/rozdzia-1.html

      Usuń
  26. W końcu... W końcu coś u mnie.
    http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/10/rozdzia-28.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na przedostatni rozdział L.A. Story.
      http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/10/rozdzia-29.html

      Usuń
  27. świetne opowiadanie <3 w wolnej chwili zapraszam do mnie http://paradise-city-my-world.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś, to bardzo proszę, abyś pozostawił po sobie ślad w postaci komentarza. Za każdą opinię serdecznie dziękuję :)