Nic nie pozostaje takie samo. Jedyne, czego można być, w życiu pewnym,to zmiana. (...)
~Trudi Canavan
~*~
*Oczami Duffa*
(Muzyka)
Dotarłem pod opuszczony budynek, w którym kiedyś znajdowało się jedno z lepszych studiów nagraniowych. Od razu wróciły do mnie wspomnienia. Miałem okazję tutaj mieszkać, przez pewien, nieciekawy okres mojego jakże barwnego życia. Było to tuż po przyjeździe do Los Angeles. Wiadomo, zabrakło kasy i trzeba było sobie jakoś radzić. Znaleźć dach nad głową, skombinować jedzenie.
Z tym pierwszym nie było problemu. W LA jest pełno opuszczonych budynków, garaży i innych ruder, zdatnych do mieszkania. Gorzej było z tym drugim. Trzeba było mieć pieniądze chociaż na głupiego hamburgera w McDonald's. Wtedy to, chodziło się do pracy. Dorywczej, bo dorywczej, ale pracy. Najfajniej pracowało się w Video Records. Miałem zajmować się jakimiś pierdołami w budynku, typu trzepanie chodniczków pani dyrektor, a w rzeczywistości nie robiłem nic. Szedłem tam o godzinie 10:00, kładłem się spać pod ławką w szatni, czekając na darmowy obiad. Kiedy już się wyspałem i najadłem wracałem do domu z dniówką o wysokości 50 dolców. Tak, to były czasy. Szkoda, że mnie wywalili.
- Jest tu kto? - Zawołałem, otwierając wielkie metalowe drzwi. Już z samego korytarza czuć było unoszącą się w powietrzu stęchliznę, pomieszaną z dymem papierosowym i zapachem najtańszego winka, jak mniemam Nightrain'a. Zapowiadało się ciekawie.
- Taa, tutaj. - Do uszu doszło mi ciche westchnięcie? Brzmiało to tak, jakby koleś właśnie przepchał pociąg towarowy z węglem od Nowego Jorku, aż do LA.
- Cześć, ja na to przesłuchanie. - Rzuciłem już z progu. Na dużym materacu wylegiwał się jakiś rudzielec, obok niego może piętnastoletnia gówniarka, a naprzeciwko mnie siedział brunet, którego twarzy nie widziałem, bo skierował wzrok na podłogę. Brzdąkał coś na swojej gitarze. Swoją drogą, nie była to jakaś tam gitara. Miał najprawdziwszego Gibsona Les Paula, bodajże z 59'. Zastanawiał mnie fakt, skąd miał to cacko? Sądząc po jego wyglądzie, nie był jakiś nadziany.
- Przedstawisz się? - Brunet uniósł głowę i wtedy go poznałem. Był to ten diler od Roberta. On chyba też mnie rozpoznał, bo uśmiechnął się cwaniacko.
- Duff McKagan.
- A ja to W. Axl Rose, a ten tutaj to Izzy Stradlin. - Spojrzał na mnie z uniesioną głową, poprawiając grzywkę. - A i jeszcze nasza dobra znajoma, Connie. - Uśmiechnął się do niej delikatnie, a ona kompletnie nic nie zrobiła. Po prostu tępym wzrokiem wgapiała się w sufit, raz po raz popijając winko. Ciekawe, dlaczego się tak marnowała? Nie dość, że chlała, to jeszcze była na speedzie. Zdradziły ją oczy.
- Pokaż co potrafisz. - Odezwał się Izzy, odkładając gitarę na bok. Bez wahania podłączyłem swój ukochany bas i zacząłem prezentować swoje umiejętności. Jako, tako nie miałem pomysłu na piosenkę, więc improwizowałem. Starałem się, nie zwracać uwagi na otoczenie, ale robić swoje. Z rytmu wybił mnie dopiero Stradlin, dodając co nieco od siebie. Jego gra, poczucie rytmu było cholernie podobne do Keith'a Richards'a. Najwidoczniej inspirował się nim, tworząc własną muzykę.
- Dobra, starczy. Przyjmujemy cię. - Odezwał się rudy, przerywając nam. - Jesteśmy Hollywood Rose. W zespole są jeszcze Chris Weber i Johnny Kreis, ale oni poszli na dzi... działkę. Do babci Chrisa. Liście grabić i takie tam inne, wiesz, jesień jest. - Zaśmiał się cicho, mrugając porozumiewawczo do przyjaciela. Spostrzegłem jakie koleś miał zmiany nastroju. Jeszcze pół godziny temu stękał jak stary mamut, a teraz śmiał się, żartował. Myślałem, że tylko laski tak mają, a tu proszę! Kolejne zaskoczenie. Może na coś chorował? Jakaś choroba psychiczna czy może tylko dragi? Nie wiedziałem dokładnie. Miałem nadzieję, że wkrótce się przekonam, kiedy ich bliżej poznam.
- A kiedy pierwsza próba?
- W środę. Zawsze spotykamy się w tego dnia o 16:00. - Teraz odpowiedział całkiem poważnym głosem, z niemal kamienną twarzą. Nie pojmowałem tego gościa.
- Okey. W sumie tyle chciałem wiedzieć. To do środy. - Machnąłem ręką i szybko opuściłem stare studio.
Następnego dnia...
*Oczami Jane*
Nieznośne promienie słoneczne po raz kolejny wybudziły mnie ze snu. W sumie, to tym razem byłam im wdzięczna. Śniło mi się jakieś ciemne pomieszczenie, postać szczupłej, męskiej sylwetki z pistoletem w dłoni. Co gorsza, nie był on skierowany w moją stronę. Tajemnicza postać była samobójcą, który zmusił mnie do oglądania swojej śmierci. Nie mam pojęcia, czy ten sen miał jakieś przesłanie, ale na pewno był dziwny.
- Cholera, co tu taki syf? - Stęknęłam, spoglądając na podłogę. Wszędzie leżały porozwalane fotografie. Zapewne zasnęłam z albumem w rękach, a później go upuściłam. Tylko ciekawym faktem było to, że na kafelkach leżały same zdjęcia Billa. Sytuacja stawała się jeszcze dziwniejsza. Zebrałam wszystko z ziemi i z niewielką dbałością o wygląd, poupychałam między strony albumu.
Następnie udałam się do kuchni, gdyż umierałam z głodu, a było to spowodowane nie jedzeniem od siedemnastu godzin. Na szybko zrobiłam sobie kanapkę z serkiem. Niestety nie pisane było mi jej zjeść, gdyż zadzwonił telefon. Zawsze dzwonił, kiedy robiłam coś sensownego. Natomiast nigdy nie zawracał mi tyłka, kiedy siedziałam nic nie robiąc. No może raz się zdarzyło, kiedy oglądałam MTV i zadzwoniła mama.
- Tak, słucham? - Podniosłam różową słuchawkę telefonu. Tak, różową... Niestety nie było innego koloru, kiedy byłam w sklepie. Wybrałam jasnoróżowy, bo najbardziej pasował do jasnego wnętrza mieszkania, w porównaniu do wściekłego pomarańczu i sraczkowatej zieleni.
- Jane, mam dla ciebie dwie wiadomości. - Usłyszałam podniecony głos Kerry´ego. - Jedna dobra, a druga nieco gorsza. Od której zacząć? A z resztą, głupie pytanie, bo gdybym zaczął od gorszej, nie wiedziałabyś o co chodzi. Więc był u nas dzisiaj Nicolaus i powiedział, że masz potencjał i chętnie przyjmą cię pod swoje skrzydła. Kradną nam również Berry Douglas, więc nie będziesz sama. To była ta dobra informacja, a teraz przyszedł czas na tą gorszą. Pojutrze wyjeżdżacie do Nowego Jorku.
- Już pojutrze?! - Spanikowałam, słysząc termin wyjazdu. Wszystko działo się za szybko. Nigdzie nie było przystanku, takiego znaku stop, przy którym można by było odpocząć. Przecież jeszcze nie tak dawno temu, mieszkałam w Lafayette. Potem Los Angeles i nagle Nowy Jork? Cholernie cieszyłam się z faktu, że mnie przyjęli. To była ogromna szansa... Ale z drugiej strony nie chciałam opuszczać LA i tego co tutaj mam. Zdążyłam się mocno przywiązać do tego miejsca i ludzi. Pokochałam kalifornijski klimat, tutejszą atmosferę, chociaż czasami dawała w kość, moje, co prawda wynajmowane mieszkanie, ale przede wszystkim do Roberta i Duffa.
- Niestety tak. Wiem, że to nieco za wcześnie, ale już po przyjeździe do Nowego Jorku odbędzie się pokaz, w którym chcą abyś wzięła udział.
- Okey, dziękuję za telefon. Jeszcze się dzisiaj odezwę, ale na razie muszę przemyśleć kilka spraw.
- Jasne, miłego dnia. - Nie zdążyłam podziękować, bo mężczyzna się rozłączył. I tak oto zostałam sama z podjęciem życiowej decyzji. Kompletnie sama, pośród czterech ścian.
Po południu...
(Muzyka)
Podjęła decyzję. Może było to najgorsze co mogła zrobić, a może najlepsze? Nie wiedziała. Jedno było pewne, była to najtrudniejsza decyzja w jej dotychczasowym życiu. Kiedyś dylematem był wybór rodzaju podwieczorka, między kisielem, a budyniem. Jane tak bardzo chciała wrócić do tych czasów. Teraz nie narzekała, jednak w dzieciństwie wszystko było takie bestroskie, radosne, kolorowe i bajkowe. Lalki, chociaż nie. W kolekcji zabawek panny May przeważały samochodziki, prezenty od taty.
- Cholera, trzeba się pakować... -Westchnęła cicho, spoglądając na zegarek. - Ale najpierw pójdę do Roberta. - Podniosła się z chłodnej podłogi i zakładając na nogi czarne kowbojki, wyszła. Nie mogła tak po prostu wyjechać z LA, bez pożegnania z przyjacielem. Miała mu tyle do opowiedzenia, wyjaśnienia, więc wsiadając do taksówki, popędziła do szpitala.
Już z korytarza czuć było charakterystyczny szpitalny zapach. Po salach chodzili ubrani w białe fartuchy lekarze, co również nie należało do przyjemnych widoków. Brunetce źle kojarzyło się to miejsce i szczerze nie chciała tu przychodzić. Jedynym powodem, dla którego przybywała do szpitala był jej przyjaciel.
- Dzień dobry. - Usłyszała serdeczny głos, dobrze znanej sobie pielęgniarki. Odpowiedziała grzecznie i słabo się uśmiechając, ruszyła do sali Roberta. Zastała go tak, jak opuściła czetery dni temu. Leżał bezwładnie na białej pościeli, podłączony do pikającego sprzętu. Na bladą jak śnieg twarz padały mu jasne promienie słoneczne. Taki widok momentalnie powodował u brunetki łzy. Przypominało jej się wszytsko, co przeszedł chłopak. Nie miał kolorowego życia. Los kopał go w tyłek, za każdym razem, kiedy tylko udało mi się delikatnie podnieść z samego dołu.
- Robert... - Przetarła oczy i złapała go za rękę. - Kiedy się wybudzisz? Kiedy ze mną normalnie porozmawiasz? Proszę wstań z tego łóżka i wróć do nas. - Położyła głowę na sztywnej kołdrze. - Tyle się wydarzyło, odkąd zapadłeś w śpiączkę. Duff wstąpił do zespołu. Ja dostałam propozycję pracy w Nowym Jorku i wyjeżdżam z LA już pojutrze. Nawet nie wiesz, jak jest mi trudno, to wszystko zostawić. Ciebie, Duffa... Będę tam kilka miesięcy i może uda mi się tutaj wrócić. - Uśmiechnęła się delikatnie do nieruchomo leżącego bruneta. Wierzyła, że ją słyszy. - Teraz jednak muszę się pożegnać. Do zobaczenia Robert. Wracaj do świata żywych. - Pocałowała go delikatnie w policzek. Jeszcze tylko zostawiła mu małą karteczkę na szafce obok łóżka, w razie gdyby się wybudził i wyszła.
W tym samym czasie, stary, opuszczony magazyn...
(Muzyka)
Siedział na zimnej i wilgotnej podłodze, wpatrując się w zniszczony dach. Obok niego leżała młoda dziewczyna. Za młoda.
- Mała, jesteś pewna? - Spojrzał na nią kątem oka. Po raz pierwszy się wahał. Przecież zawsze traktował kobiety niczym szmaty, nic nie warte ścierwa. Tylko jedna dziewczyna w jego dotychczasowym życiu była kimś więcej niż tylko dziwką, jednak było to dawno. Dalej nienawidził kobiet. Nienawidził matki, byłej dziewczyny, obecnych partnerek, a jednak z tą nastolatą było inaczej. Była taka inna. Co prawda chlała za dwóch, wciągała więcej, niż jest piasku na Saharze, co było typowe dla dziewczyn z Sunset Strip, ale była odmieńcem. Była chora. Śmiertelnie chora. Z każdym dniem czuła, jak rak wyniszcza ją od środka. Nie chcąc się dłużej męczyć, brała wszytsko co popadnie, aby tylko przyspieszyć sobie śmierć. Nie liczyła na pomoc ze strony rodziców. Zostawili ją. Siostra również ją opuściła, aby spełniać swoje marzenia. Została sama. Kompletnie sama w wielkim mieście aniołów. Na szczęście znalazła sobie towarzyszka, który się nią zaopiekował. Chłopak za każym razem chciał ją powstrzymywać przed używkami, jednak ona zawsze stawiała na swoim i brała.
- Tak, chcę to zrobić. - Uśmiechnęła się lekko. Jeszcze tylko strzeliła sobie dawkę pana Brownstone'a i była gotowa. - Uśmiechnij się, życie jest piękne. - Zaśmiała się cicho i usiadła na udach chłopaka. Ten tylko przyjrzał się jej zamglonym oczom i wyraźnie posmutniał. - Nie martw się, nic się nie stanie. Pieluch nie będziesz zmieniać. Niedługo i tak umrę. - Pocałowała go delikatnie w policzek. Jeszcze bardziej posmutniał. Widział przed sobą szesnastolatkę z góry skazaną na rychłą śmierć. A przecież była taka młoda. Miała całe życie przed sobą. - Zróbmy to. - Szepnęła mu do ucha, wplatając ręce w jego długie włosy. Nagle wszystko zniknęło. Byli tylko oni i nikt więcej. Nie zwracali uwagi na otoczenie. Po prostu cieszyli się sobą. Każdym oddechem, pocałunkiem, dotykiem. Mieli świadomość, że to może być ten pierwszy i ostatni raz...
___________________________________
Jak widzicie, w opowiadaniu porobiło się troszkę bałaganu.
Postaram się to Wam jakoś wyjaśnić.
Otóż niektóre fragmenty są w narracji trzecioosobowej,
a inne w pierwszoosobowej. Stosuję to od 3 rozdziałów, bo jest mi tak wygodnie.
Nie odczuwam dzięki temu monotonii.
Dobra, ale przejdę do sedna.
To co będzie pisane w trzeciej osobie, nie będzie miało żadnego nagłówka.
Natomiast, kiedy będę pisać w pierwszej osobie, zawsze pojawi się informacja :
*Oczami Duffa*, *Oczami Jane*, *Oczami Izzy'ego* i tak dalej :)
I jeszcze jedno.
Bardzo dziękuję za takie wsparcie w postaci komentarzy.
Jest mi bardzo miło, kiedy widzę nowe opinie.
Jednak ostatnio zauważyłam, że osoby, które czytały opowiadanie
nagle się tutaj nie pojawiają. Smutne.
Zastanawiam się, czy to moja wina i mojej słabej umiejętności pisarskiej,
czy są inne powody.
W każdym bądź razie, proszę, pokazujcie się.
Wystarczy kilka słów, aby dodać mi skrzydeł :)
A i ostatnia wiadomość. Pojawiła się zakładka z trailer'em, także zapraszam!
W każdym bądź razie, proszę, pokazujcie się.
Wystarczy kilka słów, aby dodać mi skrzydeł :)
A i ostatnia wiadomość. Pojawiła się zakładka z trailer'em, także zapraszam!
Love,
Chelle ♡
Wzruszyłam się czytając ostatni fragment rozdziału. Czytając opowiadania zawsze wczuwam się w danego bohatera. Mam nadzieję, że Robert w końcu się wybudzi. Komentarz krótki, ponieważ internet w telefonie się niestety kończy. :( Pozdrawiam i życzę weny. :*
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana! ♡
UsuńCieszę się, że ostatni fragment spowodował u Ciebie jakieś emocje. Cholernie mi na tym zależało :)
Ta dziewczyna co jest w ostatnim fragmencie to ta kobieta z zakladki bohaterowie?
OdpowiedzUsuńNie wiem, nie wiem :D
UsuńPrzeczytałam, ale na razie nie skomentuję, bowiem jestem w paskudnym nastroju i nie będę tu bluzgać swoim zasranym życiem.
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem ;__;
UsuńIZZY!!!!! TAAAAAAAAAAAAAAAAK!! KOCHAM TEGO GOŚCIA, NO PO PROSTU UWIELBIAM! :33333333
OdpowiedzUsuńEH, TEN AXL. ZMIANY NASTROJÓW, BIEDAK.
HAHAHAH I DUFF PRZYJĘTY! :3333333
DOBRA, WIESZ, SIĘ PYTAM CZY TO NA KOŃCU, TO SLASH BYŁ?
I NIEDLUGO BĘDZIE GUNS! HHAHAH, ALE JANE ...MA WROCIĆ!
DOBRA
ZAJEBISTE :* <3
Cieszę się, że Ci się podoba! :**
UsuńDziękuję bardzo za komentarz! ♡
PS A to na końcu, co było, niech zostanie na razie tajemnicą :D
Cudo! Cudo! Mam pytanie czy ty miałaś kiedyś opowiadanie ( nie pamiętam jak się nazywało, ech skleroza nie boli), było o tym jak Renee (albo inaczej się nazywała) poznała Slasha a potem byli razem, jej rodzice zginęli w katastrofie lotniczej a jej kuzynka była z Duffem i mieli potem dziecko?
OdpowiedzUsuńChyba tak to było. To było twoje arcydzieło?
Dziękuję bardzo! ♡
UsuńTak, to było moje opowiadanie :)
Arcydzieło? :D Raczej dziwne coś, które musiałam usunąć, bo było mi wstyd.
Jednak cieszę się, że Ci się podobało!
Wstyd? Za takie cudeńko? ;o
UsuńTo było jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam( a trochę się ich naczytałam)
Do dzisiaj jestem zła za to, że usunęłaś tamtego bloga. Potem musiałam szukać innych genialnych opowiadań, ale nie do końca mi się udało. Większość nie była nawet w połowie tak zajebista jak to co ty napisałaś, serio!
Że Chellka mnie kocha, to mogę Cię zaprosić w moje skromne progi. xD
UsuńNa pewno nie pożałujesz, a skoro jesteś nowa, to trzeba stosować strategię przyciągania potencjalnych klientów.
http://bullshit-and-lies.blogspot.com/
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! Więcej u mnie!
OdpowiedzUsuńDziękuję! ♡
UsuńNajlepszy moment w rozdziale? .. Ostatni fragment. Ten, w którym występuje Axl z Connie (?). Nie wiem w sumie, czemu on podoba mi się najbardziej. Chyba urzekło mnie to, jak dziewczyna wykorzystuje ostatnie chwile życia. ;)
OdpowiedzUsuńDobra, komentarz trochę marny, ale po prostu jakoś tak nie mam weny do ich pisania w tej chwili. ;_;
Pozdrawiam!
~Michelle.
Dziękuję bardzo za komentarz! :)
UsuńPamiętaj, każdy się liczy, więc nie mów, że marny :D
Ten rozdział jest taki... smutny. Głównie przez wyjazd Jane, pożegnanie z nieprzytomnym Robertem w szpitalu...
OdpowiedzUsuńAle także przez ostatnio fragment, w którym pojawia się śmiertelnie chora dziewczyna. To takie przygnębiające, że nawet młodzi ludzie muszą odchodzić przez chorobę... ;((
Ale i tak jest świetnie napisane. Przyjemnie mi się to czytało, jak zawsze <3
Buziaki ;******
Dziękuję Kate! ;**
UsuńMiałam skomentować, ale chciałam serdecznie poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award przez tak marna pisarkę jak ja. Co do skomentowania, to skomentuje później.
OdpowiedzUsuńNie pieprz, że słabą! Cieszę się, że dostałam nominację od tak zajebistej osoby! :*
UsuńWiem, że miałam skomentować wcześniej, ale jakoś było mi nie po drodze. Nie będę się powtarzać, ale chyba sama wiesz, że jesteś zajebista w tym co robisz. Mi się bardzo podoba i liczę, że nowy rozdział w miarę szybko się pojawi. Przepraszam za beznadziejny komentarz, ale po pierwsze nie mam weny nawet do pisania komentarzy a po drugie to krwawię i no ten sama wiesz. Nie ma to jak się tłumaczyć a podobno robią to winni. To ja jestem winna, że jestem mało zajebista hahahaha, dobra zamykam parszywy dziób xD a i weny życzę.
UsuńDziękuję kochana! ;**
UsuńZanim przeczytam, pogratuluję. :)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LBA!
Szczegóły: http://in-the-world-of-rock.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-award.html
Dzięki ;*
UsuńNominowałam Cię moja kochana Chelle do liebster awards!
OdpowiedzUsuńXOXOXOX
&obiecuję nadrobić zaległości u Ciebie <3
Jejku, dziękuję kochana! <3
UsuńPS Ja również muszę się zabrać za Twoje dzieło! :*
Ten ostatni fragment był...piękny?
OdpowiedzUsuńJane i Duff spełniają marzena,ale są tak strasznie osobno...Jest genialnie. Naprawdę,umiesz opisać wszystko tak,by czytelnik się wczuł i zapomniał o tym,gdzie jest.Jestem pod wrażeniem.
Pozdrawiam i wiadra weny życzę c:
Dziękuję mała! ;*
UsuńNawet nie wiesz, jak ucieszył mnie Twój komentarz ♡
Rozdział po prostu genialny. <3 Duff dołączył do zespołu, Jane wyjeżdża, aby spełniać marzenia, wszystko się układa... tylko szkoda mi w tym wszystkim tego, że muszą się rozstać i Roberta oczywiście. Mógłby się w końcu obudzić.. ;_;
OdpowiedzUsuńStrasznie ciekawi mnie to kim są osoby z ostatniej sceny. O.o
Wybacz mi ten beznadziejny komentarz, ale jakoś nie mam weny. ;_;
+ zapraszam do mnie na małą informację...
Ja chyba wpadnę w samouwielbienie po Twoich komentarzach! DZIĘKUJĘ ♡
UsuńNie wiem, czy to dobrze czy nie, ale wróciłam. Po chyba 3 miesięcznej przerwie. I oto owoc :
OdpowiedzUsuńhttp://live-and-let-die-gnr.blogspot.com/2014/05/3-were-flowers-in-dustbin.html
Wyszło do dupy ale tam.
Widzę zmieniony adresik, nowe opowiadanie. Trzeba się spiąć i przeczytać. Jak ogarnę wszystko u siebie prywatnie to obiecuje ze będe zostawiała strasznie wyczerpujące komentarze. Ale jak to ze mną to nic nigdy nie wiadomo... xd Pozdrawiam i dziękuje za miłe słowa, które zostawiałaś pod moimi rozdziałami, umie to wesprzeć na duchu c:
Axleen! W końcu jesteś! ♡
UsuńMartwiłam się o Ciebie :D
Zapraszam na rozdział 4. ;)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Blog Award :)
OdpowiedzUsuń* Rozdział skomentuję później, jestem bardzo zmęczona...
Dziękuję bardzo ♡
UsuńZapraszam na nowy. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://in-the-world-of-rock.blogspot.com/
Na początku chciałam przeprosić, że tak długo nie komentowałam, czytałam, ale cały czas byłam na telefonie, a nie lubię zbytnio na nim komentować, potem się zawiesza :/
OdpowiedzUsuńDobrze, przejdźmy do rodziału. Czy Jane musi wyjeżdżać? Teraz, kiedy może znowu zobaczyć Axla (i założyć farmę, gdzie będą adoptować świnki i się kochać, huiufoiriewiofewiohadsiodoifsd), to ona musiała dostać tą pieprzoną pracę i wyjeżdża. NO KURWA. :')
Kim była ta chora dziewczyna? Zdradzisz jej imię w opowiadaniu? I Axl jej nie nienawidzi... TYLKO NIE MÓW MI, ŻE SIĘ W NIEJ ZAKOCHAŁ.
xoxo
Oj mała, nie masz za co przepraszać! :D Cieszę się, że w ogóle jesteś.
UsuńCo do rozdziału, to... ekhem. Nawet Tobie nie mogę zdradzić jej imienia :D Niedługo się wszystkiego dowiesz :)
Dziękuję za wspaniały komentarz! ♡
Zapraszam na nowy rozdział u Nas. :))
OdpowiedzUsuńhttp://roadtocalifornialivingaftermidnight.blogspot.com/2014/05/rozdzia-iv.html
Zachęcamy do komentowania!
Pozdrawiam.
~Michelle.
Od razu piszę, że z tej strony Roxy, której na razie się nie chce logować, bo czas nagli. ;)
OdpowiedzUsuńZacznę od poinformowania, że świat bloggera powinien drżeć ze strachu, gdyż do akcji wkroczyła Roxy, która uwielbia przewidywać i analizuje dokładnie każdą literkę, każdy znak interpunkcyjny w opowiadaniu, aby wywnioskować z niego jak potoczy się dalsza akcja opowiadania! 3:D
Zacznę do końca. Ja dam sobie rękę uciąć, że to była ta dziewczyna Axl'a, która była w starym studiu, kiedy przyszedł tam Duff. W końcu chłopak mówił, że ta dziewczyna piła i była na dragach. A potem ta nienawiść bohatera, do kobiet, podając przykłady nienawiści, którą pała do, jak to ujął narrator "Dalej nienawidził kobiet. Nienawidził matki, byłej dziewczyny, obecnych partnerek". To by doskonale pasowało do Axl'a. A do Slash'a - raczej nie (wyżej Estranged pytała, czy w tym fragmencie był Slash). Ah, no i jeszcze kawałek wcześniej tekst "Tylko jedna dziewczyna w jego dotychczasowym życiu była kimś więcej niż tylko dziwką, jednak było to dawno." -> Jane, czyż nie mam racji? xD Znaczy w sumie można jeszcze podejrzewać tą dziewczynę, z która chodził w Laffayette, o której opowiadała panna May. Byłą taka. Ale gdyby się okazało, że tą dziewczyną, którą miał na myśli bohater (Axl?) jest naprawdę Jane to można jeszcze snuć domysły, że coś do niej czuł... Skoro "była kimś więcej niż tylko dziwką". Może właśnie kimś więcej, ale nie przyjaciółką, tylko... zauroczeniem? ;)Ale gdyby tak było, nasuwają się jeszcze inne możliwości, więc mam przemyśleń bez liku, a to lubię! :D Tak podejrzewać i wymyślać historie... :P
Ok, Robert. Już się bałam, że tę akcję w szpitalu zakończysz tak, jak przystało na prawdziwy romantyk, że Robert podczas tych romantycznych wyznań dziewczyny się obudzi i będzie happy i wgl. Na Twoje szczęście tak się nie stało. ;> Bardziej byłam przekonana, że Jane napisze jakiś dłuższy list, a nie tylko karteczkę. Chociaż wciąż nie wiadomo, co na tej karteczce było. Napisałam co podejrzewam, ale to nie ma sensu. No widzisz, może nie powinnam słuchać tyle Queen, bo zauważyłam, że zawsze kiedy to robię i czytam blogi, nasuwa mi się o wiele więcej pomysłów na ciąg dalszy fabuły, o wiele więcej możliwości. Tak samo, kiedy wsłucham się w słowa piosenki. Zaczynam wymyślać możliwości jaki był jej cel, co autor chciał przekazać. Ok, miało być o rozdziale. Weź mi napisz na moim blogu coś takiego, co mnie powali na łopatki i oderwę się do moich przemyśleń! :P
Jane wyjeżdża, mówisz... Widzę, że nie oszczędzasz (jako autorka) bohaterki. Rozstanie na pewno będzie dale niej trudne. Nie tylko z przyjaciółmi z baru (Duff i jego świta), ale z całym LA. Przecież ciągle będzie pamiętać, że to miasto ją zmieniło.
I ciąg dalszy (ograniczenie znaków w komentarzu - kto to wymyślił?! - Bezsens!):
UsuńA co więcej nadal obstaję przy scenie, że bezpośrednio przed samym wyjazdem do Nowego Yorku, Jane spotka się ze starymi przyjaciółmi, czyli Izzy'm i Axl'em. Pewnie po kilku dniach w obcym mieście postanowi wrócić, z powodu tęsknoty za Miastem Aniołów. Chociaż ciekawie by było, gdyby Gunsi (no jeszcze nie...) pojechali z nią. ^^ Tego jeszcze chyba nie było. :P Zastanawia mnie, czy pożegna się z pozostałymi członkami Road Crew. W końcu też miała okazję ich poznać i nawet z jej relacji wiemy, że ich polubiła. A teraz najciekawsza część. Sen! On mi dał do myślenia. Można go potraktować dosłownie lub niedosłownie. Dosłownie - może kiedyś naprawdę znajdzie się w takiej sytuacji. Niedosłownie - przestroga? A gdyby tak tego samobójce identyfikować z Robertem...? Gdyby tak wziąć pod uwagę możliwość, że to był on? Właściwie to by było całkiem możliwe... Ale to musiałoby być wydarzenie z przyszłości. A co jeżeli Robert okaże się "tym złym"? Gdybyś mnie teraz widział na pewno dostrzegłabyś ekscytację w moich oczach. O tak! Jestem przebiegła... XD Właśnie dlatego Killer Queen do mnie pasuje. Z pozoru niewinna, ale nie da się jej zrozumieć. (Tekst tej piosenki doskonale oddaje mój charakter. ;) Jakby co to: Killer Queen - Queen, możesz sama zerknąć na tekst, jak chcesz).
No i początek. Duff przyjęty, akcja się coraz bardziej rozkręca, podobnie jak sława McKagan'a. Jestem ciekawa ciągu dalszego. Tutaj tez nie będę wypisywać moich przemyśleń. C:
Cholernie mi sie Twoje opowiadanie podoba! Można tyle wymyślać, tyle przewidywać, a po za tym wciąga! Cholernie wciąga! :D *.*
A! I jeszcze dopiszę, że zauważyłam, że popadamy w nowy zwyczaj. A mianowicie - część rozdziału opisujesz, jako nieznany/nieujawniony narrator, a części oczami postaci, biorących udział w wydarzeniach. Podoba mi się ten sposób. :)
I widzę, że zmieniłaś profilówkę. ;) Ładna.
Nawet nie sprawdzam tego komentarza, bo mi się nie chce. Wybacz! ;)
WENY!!!! <33333333
~Twoja Killer Queen. :*
P. s. Zapomnilam dopisac o tej akcji ze zdjeciami. Czy to jakas wskazowka? Czy to oznacza, ze niedlugo spotka Axl'a?? A moze to bylo wlamanie? Okej, bo sie robi zbyt nirzeczywiscie. Ta raczej poszlaka. Moim zdaniem. ;)
Usuń~ Roxy
O JEZU! :O
UsuńW ŻYCIU NIE MIAŁAM TAK DŁUGIEGO KOMENTARZA NA BLOGU! CHYBA SIĘ ZAPOWIETRZYŁAM Z TEGO WSZYSTKIEGO! *____________*
NIE WIEM JAK CI DZIĘKOWAĆ! PO STOPACH CAŁOWAĆ? POMNIKI ZE ZŁOTA STAWIAĆ? CHYBA NIC NIE BĘDZIE NALEŻYTĄ ZAPŁATĄ ZA TAKIE DUGAŚNE KOMENTARZE! ;*
MAMUŚKO, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ! ♡ ♡ ♡ ♡ ♡
PS Nawet nie wiesz, jak lubię czytać te Twoje teorie. Niejednokrotnie podrzucać mi pomysły na ciąg dalszy bloga, za co również dziękuję! ♡
Ja też chyba jeszcze nigdy tak długiego nie napisałam! Nawet samej Reverie! XD
UsuńA Ty wiesz co...? Fajnie by było mieć taki własny pomnik przed domem. :P Ale nie czuję się godna takiego. Nie musisz dziękować za komentarze. To ja dziękuję Ci nimi za to, że piszesz tego cudownego bloga! :D
Naprawdę? ^^ Miło. <3
eeeeeem, zajrzyj na Dreams jeżeli chcesz.
OdpowiedzUsuńChciałam tylko poinformować, że jedyne wieści o nowych rozdziałach będę pojawiać się na tej stronie, to ostatni raz kiedy kogokolwiek informuję za pomocą komentarza. https://www.facebook.com/LisaRoweArtist
OdpowiedzUsuńHej! Chciałam Cię poinformować, że nominowałam Cię do Liebster Blog Award :)
OdpowiedzUsuńhttp://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-award.html
PS Rozdział nadrobię, obiecuję <3
Powiem Ci, że miałam skomentować jutro, gdyż dzisiaj nie jestem w najlepszym stanie, ale nie potrafię nic nie napisać. Po przeczytaniu czegokolwiek, co wyszło spod Twoich dłoni, ma się od razu setki myśli w głowie. Hah, na po prostu masz talent, i to talent naprawdę ogromny, kochana. Serio, nie dorastam Ci do pięt :)
UsuńNormalnie to teraz napisałabym o rozdziale. To znaczy o fabule i tak dalej. Ale jakoś sobie tak ostatnio myślałam i doszłam do wniosku, że to w gruncie rzeczy nie ma za dużego sensu. Znaczy wiesz, rozpisuję się na nie wiadomo ile o tym, co jest w rozdziale i co z tego wynika? Można to niby ubarwić jakimiś swoimi uwagami, przemyśleniami i przypuszczeniami, ale i tak uznałam, że na dłuższą metę to jest niepotrzebne i w pewnym sensie zabawne. Wiesz, jako komentarze masz kilkadziesiąt streszczeń tego, co sama napisałaś. I gdzie logika? Haha, gadam tak, a jeszcze całkiem niedawno sama tak robiłam. Ale serio, dostałam jakiegoś nagłego przypływu filozoficznego nastroju i tak se wymyśliłam. A co! Trzeba w życiu dojść do jakiś wniosków, nawet jeśli tyczą się one komentarzy na blogach.
Ale skończę już tutaj moje filozofowanie.
Mimo wszystko wypada coś o tym rozdziale napisać. Coś takiego, co każdy odczuwa indywidualnie, wiesz. Ja na przykład prawie się popłakałam. Nie wiem czemu. Albo w sumie wiem: przez tą piosenkę. Babe I'm Gonna Leave You... Mam ogromy sentyment d tego utworu. Kiedy jej słucham, mój nastrój od razu się zmienia. No magia muzyki. Poza tym, była też ta scena. O tak, bez Twoich genialnych opisów, aż tak bym się nie rozkleiła. Wiesz, że jestem fanką Roberta. Powiedziałabym wręcz, że jest moja ulubioną postacią w tym opowiadaniu. Ale do rzeczy... Scena, kiedy Jane się z nim żegna po mistrzowsku napisana. Cała ty, po prostu świetnie i tyle :)
Poza tym wzruszył mnie ostatni akapit. To takie smutne. Mimo to, cieszę się, że wprowadziłaś jakiś wątek bardziej dramatyczny. To będzie coś, co jeszcze bardziej zaostrzy charakter tego bloga. O ile się da :D
Nie będę pisać nic więcej na temat rozdziału, bo boję się, że znów strzelę streszczenie XD A chcę tego, jak wiesz, uniknąć.
Nie mam pojęcia, czy ten komentarz jest długi czy nie, ale mam nadzieję, że coś tego wyszło. I w ogóle przepraszam Cię za spam moimi wytworami umysłu. Jakoś mnie tak naszło no :)
Eh, no czekam na następny, moja mistrzyni :*
Hugs, Rocky.
Hyh, no i propsy za Trudi Canavan ♥
UsuńKOCHAM CIĘ! ♥
UsuńCholernie dziękuję Ci za każdy komentarz. Zawsze mnie tak motywujesz i podbudowujesz na duchu, że mam ochotę skakać z radości.
Nie wiem w jaki sposób mogę Ci się odwdzięczyć. Jak Cię tylko spotkam, to tak Cię wyściskam, że nie będziesz mogła złapać oddechu xD
Albo lepiej nie, bo jeszcze coś Ci się stanie... Nevermind :D
Jeszcze raz dziękuję! ♥
Nowy u mnie http://gunsnrosesdreams.blogspot.com/2014/05/people-have-dreams-rozdzia-15.html
OdpowiedzUsuńHej zostałaś nominowana do Liebster Blog Award :)
OdpowiedzUsuńhttp://just-a-little-patience.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-award.html
Dziękuję bardzo! ♥
UsuńU mnie nowy._. Taki wiem, strasznie długo to trwało, a rozdział jest beznadziejny. Przepraszam :/
OdpowiedzUsuńhttp://whispers-and-weep.blogspot.com/
No dobra, mała, przyszedł czas na mnie.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy 'niepojawianie się niektórych osób' tyczy się mnie, w każdym razie musisz mi wybaczyć brak komentarza pod poprzednim rozdziałem.
Od początku. Mamy poprawę! Z rozdziału na rozdział słów w poście coraz więcej, z tego co zauważyłam. Super, super!
Co do samej treści: Duff znajduje zespół, zna już wszystkich przyszłych Gunsów, więc do powstania zespołu pewnie niewiele pozostało.
Zastanawia mnie czy Jane spotka się z Willem przed wyjazdem do Nowego Yorku. Swoją drogą, ma szczęście ta dziewczyna! Zaskoczyło mnie, że tak szybko otrzymała szansę na szybszy rozwój kariery.
Pożegnanie z Robertem i Another Last Goodbye. Żeż cholera, chwyciłaś mnie za serce. Sentyment do piosenki. Mimo że sposób w jaki Jane mówiła do Roberta był nieco teatralny, to podobało mi się.
Uwielbiam ten ostatni wątek! Z chorą dziewczyną. To wrednie zabrzmiało. Ale co ja zrobię, że z całego rozdziału najbardziej mi się spodobał? Może gdybyś jeszcze chwilę zaczekała z tym ujawnieniem choroby byłoby jeszcze lepiej, ale wystarczyło mi tyle.
Tyle ode mnie. ♥
P.S. Trailer jest fajny! Nie bardzo rozumiem sens ukazywania scen, które wcale nie muszą się pojawić (a to przecież trailer), ale potraktujmy to z przymrużeniem oka ;)
P.P.S. BAAARDZO dziękuję za nominację do LBA!
Nie, nie chodziło o Ciebie kochana w tej dopisce. Chodziło mi o inne osoby, które były na samym początku, czyli 1, 2 rozdział :) Ty jesteś cały czas, za co Ci bardzo dziękuję! ♥
UsuńJane mówiła do Roberta podczas pożegnaniu jak te takie baby z telenoweli brazylijskich xD Za dużo się tego naoglądałam przez babcię xD No ale nieważne ;__;
Wszystkim podobał się wątek z tą chorą laską. Wymyśliłam go w ostatniej chwili xD No, ale cieszę się, że tak go odebraliście. :)
Dobra, a ten nieszczęsny trailer xD Przedobrzyłam z nim. Chyba za bardzo chciałam wykorzystać te wszystkie scenki ze Stefą.
Na koniec pragnę Ci bardzo podziękować za komentarz i za to, że za każdym razem tu dzielnie wracasz, aby czytać ten shit. To takie motywujące, dziękuję! ♥
Uspokoiłaś mnie ;)
UsuńDobrze było. Idealne dialogi wypracuje się z czasem.
Zazdroszczę Ci umiejętności w połączeniu tego wszystkiego. A pełna ocena trailera będzie możliwa do pokazania wraz z przeczytaniem ostatniego rozdziału tego opowiadania, więc poczekam.
Nie dziękuj mi, kochana! Lubię patrzeć jak ktoś przykłada się do tego co tworzy. ♥
Cześć :D
OdpowiedzUsuńWracam do świata żywych i nadrabiam komentowanie.
Spodobał mi się ten obrazek z Axlem i Izzym siedzącymi w ciasnej klitce i przyjmującymi do zespołu nowego muzyka. Tylko ten Duff coś się za bardzo czepia, moim zdaniem zachowanie Axla jest normalne. Może dlatego, że jestem kobietą... :P Zresztą Rose jeszcze pewnie da im wszystkim popalić. Nie mogę się doczekać. Całkiem klimatyczna ta końcówka, widzę, że większości się najbardziej spodobało. Takie wymyślone na poczekaniu rzeczy są często najlepsze, mówię Ci. Ej, mam takie wrażenie, że w tym i ostatnim rozdziale za dużo jest przecinków. Na przykład w tym zdaniu: "Miałem okazję tutaj mieszkać, przez pewien, nieciekawy okres mojego jakże barwnego życia." ja bym ich w ogóle nie dała. Ale pewnie się mylę, bo w sumie ja to wszystko robię na wyczucie. Podejrzewam, że Jane już się przed wyjazdem nie zobaczy z Axlem, ale dopiero po powrocie, gdy Guns N' Roses zaistnieją. Jednak wszystko zależy od Ciebie, a mi pozostaje czekać :D
Dziękuję bardzo za komentarz! :)
UsuńMiło mi, kiedy widzę, że tak dobre bloggerki wpadają na tą nieszczęsną stronę, aby poczytać moje opowiadanie.
Wiesz, chyba masz rację z tymi przecinkami xD Coś mnie siekło ostatnio i straciłam głowę do takich rzeczy. Postaram się to niedługo poprawić :D
Jesteś fenomenalna... Nic więcej nie da się ująć w słowa... Po prostu pisz dalej
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńOsobiście nie uważam się jako fenomenalną pisarkę. Nie posiadam nawet najprostszych umiejętności pisarskich, ale miło, że Ci się podoba to co robię :D
Serdecznie zapraszam na rozdział 19 :). http://horse-and-me-the-story-of-life.blogspot.com/2014/05/rozdzia19-miaam-chwilowy-brak-weny.html
OdpowiedzUsuńमाया, Chihiro
Nowy :) http://horse-and-me-the-story-of-life.blogspot.com/2014/05/rozdzia-20.html
Usuńमाया, Chihiro
Coraz lepsze te rozdziały! I co raz bardziej uzależniam się od tego opowiadania!
OdpowiedzUsuńZajebiście Kochana, tak trzymać!
Zacznę od tego, że pomysł z pisaniem raz w pierwszej osobie, a raz w trzeciej bardzo mi się podoba, a jeśli nie odczuwasz dzięki temu monotonni to jeszcze lepiej! :D
No i co.. zaczynamy od początku!
Duffiasty! Pokazał klasę chłopak, to go przyjęli, wiadomo B| Swoją drogą jaki miałam wyszczerz na twarzy kiedy wreszcie do opowiadania wtargnął Stradlin i Rose! (:
I jeszcze ta Connie! Nawet nie wiesz jak zaintrygowała mnie ta postać ;-; A Ty już ją chcesz uśmiercić! Chociaż.. z drugiej strony. Gdyby nie ta jej śmiertelna choroba to nie wiem czy jej postać budziłaby we mnie te same emocje.
Kurde, miało być od początku do końca, ale nie wyszło xD trudno!
Końcówka była zajebista. Chłopakiem był z pewnością Axl i powiem Ci, że byłam zdziwiona kiedy przeczytałam, że gościu naprawdę przejął się życiem zwykłej nastolatki. I że mu w pewnym sensie na niej zależy. I od razu brawa i pokłony za to, że w pierwszej sekundzie nie wyruchał jej jak zwykłej dziwki ;-; Rose, jesteśmy z Ciebie dumni! xD
Ale mimo wszystko mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale jeszcze pojawi się wątek Connie!
Na koniec - Jane. No ja wiedziałam, że ona wyleci z Los Angeles.. I to na kilka miesięcy albo nawet dłużej?! Chociaż zaraz.. Może taki właśnie jest Twój plan? Może dziewczyna wróci do Miasta Aniołów kiedy McKagan będzie już basistą nie w Hollywood Rose, a w Guns N' Roses i wtedy brunetka spotka się z... auhauoguog *u*
Pisz szybko kolejne xD
Pozdrawiam :*
O mateczko! *.* Dziękuję Ci bardzo za taki komentarz! Miałam takiego banana na ryjcu, kiedy go czytałam, że aż mnie szczęka teraz boli xD
UsuńZapraszam na rozdział 7! http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńI am back, bitches! B|
OdpowiedzUsuńhttp://never-too-young-to-die.blogspot.com/2014/05/normal-0-21-false-false-false-pl-x-none.html
Serdecznie zapraszam na rozdział 14 i przepraszam za opóźnienie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://one-rainy-dream.blogspot.com/
U mnie rozdział 5 opowiadania o Metallice
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Versatile Blogger Award!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Versatile Blogger Award. :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Versatile Blogger Award.
OdpowiedzUsuńNominowałam Cie do Versatile Blogger Award.
OdpowiedzUsuńWróciłam do świata żywych. Skasowałam bloga z Toddem, bo myślałam, że już go każdy olał, ale widzę jak bardzo się pomyliłam. Cieszę się, że pokusiłaś się o odnalezienie drugiego blogu, którego zaczęłam pisac pod wpływem weny i tam zamieścić komentarz, że tęsknisz za tamtą opowieścią. Nawet nie wiesz jak wielką radość sprawiłas mi tym komentarzem. Ogarnęłam się więc i przywróciłam bloga. Postaram się, żeby szybko nadrobić zaległości, które mam już wyryte w głowie i przelać to na internetowy papier. Poinformuję Cię, jak pojawi się 16 rozdział.
OdpowiedzUsuńChce Ci tylko powiedzieć, że jesteś super! Naprawdę!! Odzyskałam wiarę w to co robię :*
Wróciłam do opowieści z Toddem i jednocześnie nie kończę opowieści z Bluntem!!!!
Nowy, zapraszam :)) http://time-just-fades-the-pages.blogspot.com/2014/05/ten-rozdzia-jest-dla-osob-ktore.html
OdpowiedzUsuńWrócilam!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNowe rozdziały tu: http://watch-over-you-i-love-you.blogspot.com
Oraz nowy blog tu:
http://your-love-is-like-a-soldier.blogspot.com
Pierwszy blog jest prowadzony dalej... dalej ta sama śpiewka o Todzie Kernsie i jego córce... takie wiesz blablabla, ale nie chcę zniechęcać. Odwiedź mnie czasem i skomentuj. To ważne.
Drugi blog jest bardzo podobny, ale nie chcę zdradzać szczegółów. Tylko tutaj już nie ma szalonych rozkendrolowców - w zamian jest James Blunt. Pewnie kojarzysz takie chity jak "You're beautifull", "carry you home" itd? Tak to o nim. Ostatnio dużo przeszłam i dziwnym trafem, ale to jego muzyka mnie uspokoiła. Rokowo-metalowe kawalki skłanialy mnie do płaczu. Nie mniej jednak zapraszam w odwiedziny i tu.
Pozdrawiam serdecznie - Konspiratorka.