Nic nie trwa wiecznie...
Nawet zimny listopadowy deszcz.
- November Rain (GNR)
(Muzyka)
~*~
Connie? - Mruknął, ciężko podnosząc powieki. Ręką szukał wychudzonej dziewczyny, jednak zamiast niej znalazł kartkę z szybko napisanymi słowami. Przetarł oczy i z lekkim niepokojem zaczął czytać.
"Axl, tak cholernie mi przykro, że nie potrafię się z Tobą normalnie pożegnać, tylko robię to w formie listu. Tak jest mi chyba łatwiej. Nie muszę patrzeć w Twoje smutne i zmartwione oczy. Nie muszę oglądać jak się denerwujesz i jak trzęsą Ci się dłonie. Nie muszę po prostu wpatrywać się w osobę, która tak cholernie się mną przejęła.
Przez ostatnie pół roku doświadczyłam wielu rzeczy. Po raz pierwszy poczułam, że ktoś się mną interesuje. Po raz pierwszy poczułam się akceptowana i kochana... Dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Za to, że zastąpiłeś mi rodzinę, że mnie wspierałeś i pocieszałeś, że ze mną wytrzymałeś. Jest jeszcze jedna rzecz, za którą jestem Ci wdzięczna. Nigdy nie starałeś się mnie zatrzymać, chociaż wiele rzeczy Ci się nie podobało. Zrozumienie było mi najbardziej potrzebne.
Teraz, kiedy musimy się pożegnać w taki, a nie inny sposób, mam nadzieję że również mnie zrozumiesz.
Jeszcze tylko chciałabym prosić Cię o jedną rzecz. Zapomnij o mnie. Tak dla własnego dobra.
Znajdź sobie dziewczynę. Może nawet kiedyś uda Ci się odszukać tą, o której tyle mi opowiadałeś.
Dalej śpiewaj tak genialnie, jak wtedy, kiedy siedzieliśmy nocą w opuszczonym parku.
Spełniaj marzenia i bądź sławny na cały świat, jako wokalista Hollywood Rose. Masz do skopania tyle ludzkich tyłków. Niech te cioty poznają prawdziwego rock and rolla.
Ułóż sobie życie tak, jak zawsze chciałeś.
Spotkamy się tam po drugiej stronie. Będę tam kurewsko cierpliwie czekać i obserwować Cię z góry.
Na zawsze Twoja,
Connie"
*Oczami Duffa*
Jane zadzwoniła do mnie z samego rana i prosiła, abym do niej przyszedł. Miała cholernie smutny głos. Zacząłem się zastanawiać, czy to nie moja wina. W końcu ostatnimi czasy bardzo się od siebie oddaliliśmy. Ja szukałem zespołu, a ona jeździła na co raz to więcej sesji. Może to było przyczyną? Sam nie byłem pewien, jednak wiedziałem, że coś jest nie tak. Nawet największy debil by to wyczuł.
Nie zastanawiając się dłużej, ubrałem się w miarę czyste ubrania i wyszedłem z domu. Szybkim krokiem przemierzałem kolejne metry długiego chodnika. Znowu siedziało mi w głowie jedno pytanie. Co się stało?
Może zaszła w ciążę i nie chce tego dziecka? Chociaż nie. Ona by tego nie zrobiła. Jane taka nie jest.
Może straciła pracę, albo zadzwonił ktoś z rodziny i przekazał jej jakieś smutne wiadomości?
Z mętlikiem w głowie dotarłem pod jej drzwi. Otworzyła, uśmiechając się słabo. Mimo opalenizny, była taka... blada. Jakby zaraz miała zemdleć.
- Jane, wszystko okey? - Złapałem ją za dłoń. Spojrzała mi w oczy, po czym zaprowadziła mnie do salonu.
-Duff, pamiętasz jak wspominałam Ci o pracy? - Kiwnąłem twierdząco głową i jeszcze bardziej skupiłem się na wypowiadanych przez nią słowach. - Zaoferowali mi dobrą ofertę... Życiową ofertę. - Już chciałem jej przerwać i wyskoczyć z gratulacjami, jednak coś nie grało. To była radosna wiadomość, a Janie była przygnębiona.
-Wyjeżdżasz? - Zapytałem, przewidując sytuację. Kiwnęła tylko głową i spuściła wzrok. - Dokąd?
-Na razie Nowy Jork. Cholernie chcę tam jechać, ale nie potrafię zostawić tego co tutaj mam. - Pociągnęła cicho nosem i spojrzała w okno, unikając kontaktu wzrokowego. Było mi przykro. Tak jakby ktoś nagle wbijał mi szpileczki w serce. Pokochałem tą dziewczynę, jak żadną inną. Nie chciałem, aby kolejna osoba mnie opuszczała. Z drugiej strony nie potrafiłem jej zatrzymać. Doskonale wiedziałem, jak bardzo tego chciała. Spełniać marzenia. Sam kiedy miałbym taką szansę, od razu bym ją przyjął.
- Mam nadzieję, że kiedyś tutaj wrócisz. - Uśmiechnąłem się, co wcale nie oddawało mojego stanu uczuć. Jak zawsze dobra mina do złej gry. - Będę miał się czym chwalić. "Tak, to ja- Duff McKagan - zwykły koleś z podziemia znałem tą supermodelkę - Jane May." - Mówiłem najniższym tonem, jakim tylko potrafiłem. Chciałem chociaż troszkę ją rozweselić. Chyba wyszło, bo zaśmiała się cicho. Jeszcze tylko poprawiła kosmyk włosów, zakładając go za ucho i podeszła bliżej. W jednej chwili wtuliła się we mnie, jak nigdy dotąd. Wyglądało to tak, jakby bała się, że zaraz gdzieś spierdolę. Podniosła wzrok i wbiła go centralnie w moją twarz. Delikatnie musnęła mnie w usta, po czym pocałunki stawały się coraz mocniejsze. Mimo anielskiego wyglądu, budziła się w niej diablica. Wiedziałem co się stanie i cholernie tego pragnąłem. W końcu mógł to być nasz ostatni dzień, spędzony razem.
(Muzyka)
Położył rękę na drobnym udzie dziewczyny, która siłowała się z jego rozporkiem. Chłodnymi palcami jeździł po jej gładkiej skórze. Delikatnie drażnił językiem szyję Jane, która mimowolnie przymknęła oczy. W pomieszczeniu słychać było tylko dwa przyspieszone oddechy. Nienaturalna cisza, jak na to miasto. Los Angeles na chwilę zamarło, dając parze dogodne warunki do zajęcia się tylko sobą i nikim innym.
-Duff... - Mruknęła cicho, otwierając oczy. Ujrzała go, zachłannie całującego jej brzuch. Wyglądał uroczo. Niczym anioł. Długie blond włosy, roztrzepane na wszystkie strony świata, gęste rzęsy spod których co jakiś czas pokazywały się hipnotyzujące oczy. I miała to wszystko porzucić już następnego dnia. W jednej chwili zebrało się jej na płacz. Nie chciała jednak ronić łez w takiej chwili. Miała świadomość jak bardzo byłoby to krępujące dla McKagana. Szybko opanowała emocje i przystąpiła do działania. Lekkim ruchem odepchnęła go od siebie, po czym znalazła się na górze. Blondyn cieszył się z takiego obrotu sprawy, o czym świadczył jego cwaniacki uśmiech. Teraz to Jane miała pole do popisu. Starała się robić wszystko, aby chłopakowi było najlepiej.
-Mała... - Podniósł się z pościeli i oparł ciężar ciała na łokciach. - Jesteś najlepsza. - Uśmiechnął się błogo, ocierając drobne kropelki potu z czoła.
W tym samym czasie, okolice Fairfax...
(Muzyka)
- Marc, proszę cię. Pożycz mi pieniądz ten ostatni raz. Ja ci oddam...
- Doskonale wiesz, że kocham cię jak brata i dałbym ci tą kasę, ale wiem na co ją wydasz. Ty się niszczysz. Masz dopiero 19 lat, a ćpasz za 3. Idź na odwyk, póki nie jest za późno. - Spoglądał na przyjaciela, który cały się trząsł. Szkoda mu było patrzeć na kumpla, który staczał się na samo dno ogromnego bagna zwanego heroiną. A przecież nie miał większych podstaw do brania tego gówna. Brał dla odprężenia się i poczucia chwilowego stanu euforii.
- Marc, przecież wiesz, że to nie jest takie proste. - Spojrzał na niego niczym zbity szczeniak. Ostatecznie dał mu sto dolarów, ale w zamian zażądał szybkiego pobytu przyjaciela w klinice odwykowej.
- Dzięki bracie. - Podał mu rękę i szybko wyleciał ze sklepu. Od razu ruszył w stronę najbliższego zaułka, w którym czekał na niego zaufany diler. Z przyspieszonym biciem serca i ulgą podszedł do niskiego bruneta. W łapę oddał mu banknot, a sam przejął kilka woreczków z ukochanym proszkiem. Upewnił się, że nikt go nie widział i odszedł. Trafił do przypadkowego garażu. Nie liczyły się warunki. Liczyła się tylko jego mała, słodka kochanka.
Starał się opanować drgania rąk i przygotować wszystko jak należy. Cały proces podniecał go bardziej niż roznegliżowane modelki z kolorowych czasopism. Sprawie uwinął się ze wszystkim i wreszcie mógł odlecieć. Wyszukał żyłę, w którą zwinnie wstrzyknął sobie całą substancję.
Lekko osunął się po ścianie, słysząc przytłumione dźwięki ulicznego szumu. Obraz przed oczami stał się zamglony. Gdyby ktoś go teraz napadł, chłopak byłby bezradny. Kompletnie nie kontaktował. Uśmiechając się lekko, przymknął oczy i wyczekiwał poranka w jakże zdradliwym Mieście Aniołów.
___________________________
Powróciłam z jakże ciulowym rozdziałem.
Wszystkie komentarze przyjmę na klatę.
PS Wasze blogi powoli nadrabiam, po prawie miesięcznej przerwie...
PS2 Pragnę serdecznie podziękować osobom, które nominowały mnie do Liebster Blog Award. A było ich aż 12.
Dziękuję również za nominacje do Versatile Blog Award, których otrzymałam 4 :)
Jesteście wielcy! *__*
PS2 Pragnę serdecznie podziękować osobom, które nominowały mnie do Liebster Blog Award. A było ich aż 12.
Dziękuję również za nominacje do Versatile Blog Award, których otrzymałam 4 :)
Jesteście wielcy! *__*
Love,
Chelle ♡